czwartek, 25 lipca 2013

012. Veritaserum raz proszę!


Chodził po dormitorium w te i z powrotem, prychając kpiarsko co jakiś czas. Wydawał się być nie tylko zdenerwowany, ale i przy tym rozbity. Rozumiała zarówno jego, jak i pozostałych. Nie mieli żadnych podstaw, by obdarzyć ją zaufaniem. I chociaż wyjątkowo nie podobał jej się pomysł z zażyciem eliksiru prawdy, to potrafiła zrozumieć. Nigdy nie należała do osób, które potrzebują komuś coś udowodnić, jednak tym razem było inaczej. Czuła się tak, jakby była im to winna. Miała nawet swego rodzaju poczucie do obowiązku. Siedziała ze zwieszonymi nogami na jego łóżku, obserwując swoje stopy. Rzadko pozwala sobie na podniesienie wzroku na Syriusza, a kiedy to robiła szybko zaczynała żałować. Jego spacerowanie w kółko sprawiało tylko, że denerwowała się jeszcze bardziej, co z kolei powodowało, że gryzła wargi. Chociaż była mu wdzięczna za to, że jej bronił i nawet za to, że się tym był w stanie przejąć do tego stopnia, to jednak nie mogła nie widzieć, że sam rozważa podanie jej eliksiru i chociaż bardzo wzbraniała się przed tym uczuciem, to sprawiało jej to ból. Czasy były ciężkie i sama nie ufała chyba nikomu poza Regulusem i rodzicami (chociaż od czasu domu nad morzem znacznie się to zmieniło). W pewnym sensie zaczęła też darzyć zaufaniem Syriusza. Niewiele mogła na to poradzić. Chciała wierzyć, że odwzajemnia to w stosunku do niej, jednak patrząc na niego w tej chwili, nie mogła nie zauważyć, że się myliła. I chyba to bolało najbardziej. Westchnęła ciężko na chwilę zamykając oczy, by dodać sobie odwagi. Przemogła się i spojrzała na niego ze zmęczeniem, ale i pewnością.
- Jest w porządku. Hej, rozumiem. Nie urodziłam się wczoraj – zapewniła, próbując samą się przekonać do tego, co mówi. Brzmiało całkiem nieźle. Syriusz pomachał przecząco dłonią w powietrzu, nie zatrzymując się nawet na sekundę.
- O nie, nie, nie. Nie musisz niczego rozumieć – powiedział ostro, rzucając jej szybkie spojrzenie. Siedziała niewzruszenie, wodząc za nim wzrokiem. – Jak mogli mi to zrobić? Znaczy… przecież nie jesteś dla mnie nowa! – Posłała mu sceptyczne spojrzenie. – Och, wiesz co mam na myśli.
- Syriuszu, ledwo się znamy – zaczęła, obejmując się ramionami. – Nic dziwnego, że nie mają do mnie zaufania – Syriusz zatrzymał się na chwilę, zaciskając i rozluźniając pięści. – I to normalne, że ty też go nie masz – dodała gładko, podchodząc do niego powoli.
- Ja tego nie powiedziałem – żachnął się, nie patrząc na nią. Uniosła lekko kąciki ust do góry.
- Nie musiałeś. To widać, Syriuszu. Ale przecież to nie jest tak, że powinno się komuś ufać od razu. Masz wiele podstaw do tego, by było dokładnie na odwrót.
- Tak? Na przykład jakich? – spytał wyzywająco. Claire odeszła od niego, na środek dormitorium, wzruszając ramionami.
- A na przykład to, że jestem ze Slytherinu, że moi rodzice to Śmierciożercy, że przyjaźnię się z twoim bratem… - wyliczała, trafiając wyraźnie w czułe punkty. – Poza tym, znasz mnie od niedawna i to chyba faktycznie wydaje się być nieco podejrzane, że Ślizgonka zainteresowała się Gryfonem, który zasadniczo powinien, jak reszta rodziny, popierać Voldemorta – Uniósł brwi z aprobatą na lekkość z jaką wymówiła zakazane nazwisko. Zignorowała go. – Szczególnie, że jego przyjaciel również ma spore zadatki na „zdrajcę krwi” – zaintonowała odpowiednio.
- Wiesz, kiedy przedstawiasz to w taki sposób, sam mam ochotę cię sparaliżować i wynieść jak najszybciej z Gryffindoru – sarknął, jednak kiedy zobaczył jej minę odchrząknął. – Zresztą, to ja cię zaczepiłem – zauważył trafnie.
- Z tym nie mogę się kłócić – przytaknęła. Skinął głową, pozwalając na chwilę ciszy. I chociaż starał się, nie mógł powstrzymać następnego pytania.
- Chyba nigdy nie powiedziałaś mi dlaczego z taką łatwością przychodzi ci wymawianie jego nazwiska? Nie, żebym miał coś przeciwko, wręcz przeciwnie.
- Och, to nic takiego – Machnęła ręką, uśmiechając się nieco szerzej, jednak Syriusz nadal patrzył na nią oczekująco. – Jak byłam młodsza rodzice uczyli mnie, by mówić „Czarny Pan”, więc kiedy zaczęłam mieć własne zdanie i chciałam zrobić im na złość, nazywałam po prostu rzeczy po imieniu.
- Bardzo dorośle – podsumował, na co ona skinęła głową ze śmiechem. Tym razem żadne nic nie powiedziało, unikając nawet swoich spojrzeń. Wiedzieli, że zaraz wejdzie tu Lily Evans wraz z obstawą, w razie protestów i podadzą jej veritaserum. I chociaż wydawało jej się to być złe, wcale takie nie było. Nie miała nic do ukrycia. Może i nie lubiła się zwierzać, ale wiedziała, że Syriusz dopilnuje, by nie zadawano zbyt osobistych, nieprzyjemnych pytań; prawdę mówiąc, nawet ich o to nie podejrzewała. Z jakiegoś powodu sprawiali wrażenie, jakby podanie eliksiru Lexie nie było ich pierwszym razem, ale rutyną; coś w rodzaju rytuału wejścia do grupy.
Usłyszeli ciche kliknięcie zamka i skrzypienie podłogi. Syriusz zesztywniał, prostując się przy tym nienaturalnie. Claire wzięła głęboki oddech, oglądając się za siebie. Pierwszy szedł James Potter z poważną miną człowieka znającego doskonale swoją powinność. Tuż za nim szła Lily Evans, depcząc mu po piętach. Na końcu szli Remus Lupin i ostatni z Huncwotów, którego jakoś szczególnie nie kojarzyła. Z jakiegoś powodu sytuacja wydała jej się zabawna. Wydawali się być bardzo poważni i skoncentrowani. Rozluźniła się, chociaż na jej miejscu pewnie większość zaczęłaby denerwować się jeszcze bardziej.
- Gotowa? – zagadnął James, wbijając w nią czekoladowe spojrzenie. Skinęła głową żywo i usiadła na jedynym krześle w pomieszczeniu, a znajdującym się tuż przy biurku, z jasnego drewna, z przekrzywionym oparciem.
- Zaczynajmy – powiedziała, patrząc wyczekująco po zgromadzonym. Evans podeszła do niej sprawnie z fiolką z przeźroczystym płynem w środku i kubkiem innej cieczy.
- Wystarczy odrobinę, dam ci go do soku dyniowego, dobra? – mruknęła. Claire ponownie pokiwała głową twierdząco, uważnie obserwując, jak dziewczyna odtyka fiolkę i przechyla ją nad kremowym kubkiem. Do soku wewnątrz spadła leniwie tylko jedna kropla. Teraz wystarczyło już jedynie wypić jego zawartość. Nie czując smaku, przełknęła szybko sok, ukradkiem odnotowując, że Syriusz odwraca wzrok, klnąc pod nosem. Nie podobało mu się to bardziej niż jej samej. Odstawiła kubek na biurko mocniej niżby tego chciała, po czym natychmiast wróciła spojrzeniem na obecnych.
- Nazywasz się Claire Angelline, czy tak? – spytał sucho James, wwiercając się w nią spojrzeniem.
- Tak – odpowiedziała bezpłciowo. Zamierzała odpowiedzieć sama, jednak nie czuła, żeby to była jej odpowiedź. Coś jakby pchało ją ku temu i za nią poruszało ustami. Eliksir zaczął działać.
- Świetnie. Czy prawdziwa jest historia, którą opowiedziałaś nam o twoim spotkaniu z Voldemortem? – kontynuował.
- Co do słowa – przytaknęła podobnym tonem.
- Chcesz mi powiedzieć, że Lexie Gilbert pod pretekstem wyjścia do Hogsmeade zabrała cię wraz ze swoim ojcem, Edgarem Gilbertem, do miejsca, w którym przesiaduje Lord Voldemort?
- Tak.
- Czy to prawda?
- Tak.
- Jak się tam dostałaś?
- Ojciec Lexie użył teleportacji łącznej.
- Lubisz się z nią? – rzucił James, na co Syriusz warknął ostrzegawczo. – Spokojnie, Łapo. Sam wiesz, że muszę o to spytać. Claire, czy przyjaźnisz się z Lexie?
- Nie.
- Więc czemu z nią poszłaś? Wiedziałaś, że macie się tam spotkać z jej ojcem, zapalonym Śmierciożercą?
- Poszłam, bo wolałam to od siedzenia samej w zamku w moje urodziny. Odpowiedziałam jej zbyt szybko. Nic nie wiedziałam o jej ojcu – James skinął głową.
- Czy widziałaś się z Voldemortem osobiście.
- Tak.
- Zostaliście sami?
- Tak.
- Torturował cię?
- Tak.
- Jakich zaklęć używał?
- Przede wszystkim Cruciatus – Syriusz wstał z miejsca, podchodzą do okna. Oparł się ciężarem ciała na parapecie, tyłem do reszty. – Reszta zaklęć była niewerbalna.
- Jakie działanie?
- Przecięcie skóry, głównie na ręce i ciosy niczym ludzkie.
- Mhm. Claire, czy jesteś Śmierciożercą?
- Nie.
- Żadnego rodzaju? Nawet początkującym?
- Nie.
- Czy szpiegujesz którekolwiek z nas?
- Nie.
- Czy szpiegujesz kogoś innego?
- Nie.
- Czy przekazał ci informacje, które mogłyby być przydatne dla jego przeciwników?
- Nie.
- Czy powiedział ci dlaczego kazał cię do siebie przyprowadzić?
- Powiedział, że jestem wyjątkową osobą i istotną dla niego – powtórzyła skróconą wersję słów Czarnego Pana, a w jej myślach pojawiła się jego postać, jak żywa.
- Czy mówił coś jeszcze?
- Tak.
- Co dokładnie mówił? Co dokładnie się działo od czasu, gdy zostaliście sami? Jak to się stało, że zostaliście sami?
- Byłam w stosunku do niego lekceważąca. Nie chciał stracił autorytetu, więc wyprosił resztę jednym słowem. Dalej się stawiałam, więc nasłał na mnie swojego węża – Lily i Remus wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Syriusz dopiero teraz odkręcił się tyłem do okna, marszcząc czoło. James cały czas wpatrywał się w nią z uporem. – Kazałam mu się cofnąć.
- Voldemortowi?
- Nie, wężowi.
- Rozumiem. Co było dalej?
- Cofnął się – James, podobnie, jak pozostali uniósł brwi w wyrazie zdziwienia. Remus chrząknął znacząco.
- Do tego musiałaby znać mowę węży – wtrącił Lupin. Jak to możliwe, że cię posłuchał? – skierował do niej.
- Voldemort powiedział, że znam mowę węży.
- Wąż słucha jednego rodu – mruknął Syriusz. – Musiałabyś być… - urwał, zaciskając usta w wąską linię. James drgnął.
- Claire, dlaczego wąż cię posłuchał?
- Nie wiem.
- Co ci powiedział o tym Voldemort?
- Powiedział, że wąż słucha jednego rodu w prostej linii.
James wstał z miejsca i zaczął chodzić po pokoju.
- Czy powiedział ci cokolwiek na temat waszego pokrewieństwa? – spytała Lily, zastępując Pottera.
- Nie – Evans skinęła głową. Spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Co było dalej?
- Zaczął używać zaklęć.
- Jakich?
- Uciszył mnie i sprowadził na kolana.
- Dlaczego miałby cię uciszać?
- Bo chciałam zadać pytanie.
- Jakie?
- Czy jesteśmy spokrewnieni.
- Nie odpowiedział?
- Nie.
- Mhm, co było dalej?
- Groził moim bliskim, bym się do niego przyłączyła.
- Komu groził?
- Najpierw moim rodzicom.
- Najpierw?
- Tak.
- A później?
- Amarisie i Lexie. Później Syriuszowi i Regulusowi – Syriusz stanął przed nią błyskawicznie, nie dbając przy tym o syki Jamesa. Lily zbladła, opierając się o siedzącego obok niej Remusa.
- Chciał wpłynąć na ciebie przeze mnie? – dopytywał Black ostrym głosem.
- Tak.
- Co było dalej, Claire? – Remus odchrząknął znacząco, jako jedyny podejmując temat.
- Zaczął mnie torturować.
- Uległaś?
- Nie.
- Nasłuchaliśmy się już wystarczająco – szepnęła Evans, unosząc twarz na Jamesa i Syriusza. James pokiwał głową twierdząco, zajmując miejsce po drugiej stronie dziewczyny. Oparł łokcie na kolanach i złączył ze sobą czubki palców obu dłoni, gorączkowo nad czymś myśląc. Syriusz za to nie spuszczał wzroku z Claire.
- Skąd wiedział o mnie? – pytał dalej.
- Nie wiem.
- Syriuszu, ona nic więcej nie wie – wymamrotała Lily, ale zignorował ją.
- Dlaczego miałby mnie wymienić?
- Bo jesteś dla mnie ważny.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Syriuszu, przestań! – żachnęła się Lily, podnosząc się z miejsca. – Nadużywasz eliksiru! Nie mamy prawa o to pytać.
Syriusz zmierzył ją spojrzeniem. Wiedział, że ma racje, więć tylko warknął pod nosem, cofając się w głąb dormitorium.




Wiedziała, że pozytywnie przeszła ich test veritaserum. Inaczej nie trzymaliby jej u siebie w dormitorium ani chwili dłużej, a tymczasem oprócz zatrzymywania jej, Syriusz wydawał się być jeszcze bardziej zaborczy. Kiedy skończył się weekend Black nie miał już na tyle możliwości, by chodzić za nią krok w krok. Cieszyła się wolnymi chwilami, chociaż nadal nie miała zbyt wiele czasu dla siebie. Każda przerwa wyglądała mniej więcej tak samo. Jeśli nie widziała koło siebie Syriusza, to z chęcią zastępował go James Potter.
Zarzuciła torbę na ramię, wychodząc z sali lekcyjnej. Profesor Vector tłumaczyła jeszcze zadanie domowe, kiedy ona już przekraczała próg klasy. Usłyszała za sobą szybkie, ciężkie kroki.
- Claire – wymamrotał Regulus doganiając ją. – Zaczekaj – Wyszedł za nią na korytarz, pakując jeszcze po drodze swoje rzeczy.
- Och, wybacz – mruknęła, odwracając się na pięcie ku niemu. Młodszy z braci Black machnął ręką.
- Myślałem, że na mnie zaczekasz. Tak, jak zawsze.
- Nie wiedziałam, że idziesz ze mną – przyznała Angelline. Regulus wzruszył tylko ramionami. – Ostatnio nie jest tak, jak zawsze.
- Nie mam teraz zajęć – burknął po chwili ciszy, wciskając ręce do kieszeni spodni. Uśmiechnęła się. Cieszyło ją jego towarzystwo. Zawsze skutecznie poprawiał jej humor, dotrzymywał towarzystwa… był. Regulus był niesamowitym przyjacielem i miała tego pełną świadomość. Może i często się sprzeczali, może i momentami był nadopiekuńczy, ale między innymi dlatego też tak go lubiła.
Nie szli daleko. Lekcje miała na korytarzu obok. Claire wsunęła mu rękę pod ramię, tak jak to mieli w zwyczaju. Zawsze tak chodzili, więc nie było to niczym nowym, a jednak czuła się inaczej. Nie było to dla niej już tak mechaniczne, tak beztroskie. W głowie słyszała cały czas głos Czarnego Pana, kiedy wymieniał nazwisko braci Black, grożąc im. Czuła ogromną gulę w gardle, kiedy spojrzała na jego nieco dłuższe, ciemne włosy, jego ciągły uśmiech i dołeczki w policzkach. Ścisnęła mocniej jego ramię. Regulus spojrzał na nią pytająco, jednak nic nie powiedział. Zamiast tego uśmiechnął się szerzej, omiatając wzrokiem jej twarz. Poczuła jak się rumieni, więc szybko spojrzała w bok.
- Claire – zaczął neutralnie. – Mógłbym wiedzieć, dlaczego mój brat i jego banda łażą za tobą krok w krok?
- Słucham? – bąknęła, rozglądając się. Na drugim końcu korytarza stał James Potter opierając się leniwie o ścianę i patrząc w jej kierunku. Na widok jej miny uśmiechnął się szelmowsko i puścił do niej oczko. Claire zacisnęła usta w wąską linię. – Wolne żarty! – warknęła, przyspieszając kroku.
- Nie wiedziałaś?
- Jasne, że wiedziałam. Syriusz łaskawie oświadczył mi, że będą mnie pilnować, ale prawdę powiedziawszy nie spodziewałam się, że będzie aż taki dosłowny.
- Czego on od ciebie chce, Claire? – syknął Regulus, sztywniejąc. Ciężko jej było sobie wyobrazić, żeby kiedykolwiek mógł chociażby tolerować swojego brata. Wywróciła oczyma.
- Nie mam pojęcia – Nie do końca mówiła prawdę. Miała całkiem spore podejrzenia. Coś z tego, co im powiedziała pod wpływem veritaserum, ich zainteresowało. Cała grupa uważała, że powinni na nią uważać i nie zupełnie miała pewność w jakim sensie. Zatrzymywali ją do tej pory w wieży Gryffindoru, ale nie zamierzała dłużej tam zostawać. Mimo wszystko lepiej czuła się wśród znajomej zieleni i srebra.
Przemyślenia co do powodu zainteresowania nią przez Huncwotów rosły z każdą chwilą. Nie była głupia, a już na pewno nie naiwna. Pamiętała, co powiedział do niej Voldemort i sama potrafiła wysnuć pewne wnioski. Między innymi taki, że domniemywał ich spokrewnienia. Przełknęła ślinę, czując jak pocą jej się dłonie.



- To cholernie niesprawiedliwe, wiesz! – To nie było pytanie. Stała z założonymi rękami w dormitorium Huncwotów, tupiąc nogą na Syriusza. Black przeglądał na swoim łóżku z bordowym baldachimem Proroka Codziennego, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Co takiego? – spytał miło, przekręcając stronę. – Wiedziałaś, że dzisiejszego dnia nie było mordów i porwań? To coś nowego – syknął Black, prychając przy tym. – Pieprzone pismaki z Codziennego, myślą, że dadzą radę wszystko ogarnąć i że jeden dzień bez zanotowanych przez nich zgonów jest wart świętowania – Cisnął gazetą przez pokój. Claire uniosła ze zniecierpliwieniem brew. – Mówiłaś coś?
- Nie możesz mnie tu zatrzymywać. Kiedyś Slughorn przyjdzie na kontrole do naszych dormitoriów i ciekawe, co wtedy powiem!
- Tak, jakby pierwszy raz nie zastał cię u siebie – skwitował Łapa, niezbyt przekonany argumentem.
- Ale nigdy też nie zastał mnie nigdzie indziej poza Slytherinem. Życie mi jeszcze miłe.
- To Hogwart, a nie pole minowe!

- No właśnie, Black – podchwyciła, uśmiechając się tryumfalnie. – Dlatego wracam do siebie - Syriusz zmierzył ją spojrzeniem, ale nie odwróciła wzroku. Nie miał żadnych podstaw, by ją zatrzymywać. Wróci do Slytherinu.


***


Hej! Znaczną część rozdziału miałam już napisaną wcześniej. Niestety dopiero teraz naszło mnie, żeby dopisać resztę. Ogólnie nadrabiam zaległości wszędzie. Został jeszcze Teddy na tą chwilę. Wiem, że końcówka może być odrobinę wątpliwa, ale prawdę mówiać nie mogłam wymyślić wiele więcej na tą chwilę. Głównie dlatego, że nie chcę przesadzać z rozciąganiem akcji, zapychaczami, ani tym bardziej nie umieszczać zbyt wiele w jednym rozdziale kosztem drugiego, czy chociażby opisywać coś nieodpowiednio przez to, że będę się spieszyć. Dlatego też mam nadzieję, że póki co będzie to odpowiednie. Bardzo przepraszam za kolejną długą przerwę, ale miałam wiele na głowie i w dodatku nie zawsze wena przychodziła właśnie na Claire. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Wasza,
Lil

6 komentarzy:

  1. dużo na głowie... dobra dobra, ligę światową się oglądało zamiast pisać a ludzie umierają ze zniecierpliwienia ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuuuuuuudowna!
    Jesteś niezwykła, wiesz?
    Czekam na więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Och ten zaborczy, troskliwy i zarazem szorstki Syriusz *_________* A Claire na nim zależy :3 Oczywiście ja się jej nie dziwię...No to teraz tylko Teddy :33

    OdpowiedzUsuń

Rozdziały