Od podszewki

W kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego ni stąd ni z owąd w głowie pojawiła mi się myśl „Voldemort”. Zdziwiło mnie to, bo w tamtym momencie w ogóle nie myślałam o niczym związanym z Harrym Potterem. Zaintrygowana podążyłam za tą myślą. Okazało się, że dalszym ciągiem było „dziecko Voldemorta”. Wezbrało we mnie znajome uczucie weny, którego wtedy nie byłam w stanie rozpoznać. Zaczęłam się zastanawiać jakie byłoby domniemane dziecko Toma Riddla; zaczęłam je sobie wyobrażać. Okazało się, że dla mnie Voldemort miałby córkę.

Już wtedy prowadziłam blog o Lily Evans, który zyskiwał czytelników. Stało się dla mnie jasne, że potrzebuję odskoczni, bo w głowie pojawiały mi się same drapieżne, mroczne wątki, które z całą pewnością nie pasowały do historii zaczętej na LE i do pomysłów, które chciałam tam realizować. Nie, to musiało być coś nowego. Nieświadomie zaczęłam kreować świat nowej postaci. Już na samym początku pojawił się pierwszy problem: Gryffindor czy Slytherin? Jak już wiecie wybrałam Slytherin. Po pierwsze dlatego, że bohaterka była córką Voldemotra, więc i potomkinią Salazara Slytherina (a idąc za zasadą „wszystko zostaje w rodzinie”… xD no, sami rozumiecie), poza tym uznałam, że dom Slytherina to większe wyzwanie. Po drugie dlatego, że była mocniejsza odskocznia od mojego drugiego bloga. Za Gryffindorem przemawiała tylko wyjątkowość tego, że dziecko wielkiego Lorda Voldemorta trafiłoby do Gryffindoru, co mogłoby wywołać u Was kontrowersję. Dla pewności zrobiłam sondę wśród kilku czytelniczek z LE. Zdecydowanie wygrał Slytherin. Dumna, że pokonałam pierwszy problem, ciągnęłam dalsze wątki. Natrafiłam na inną przeszkodę: rocznik. Według moich wstępnych ustaleń, do wyboru miałam rocznik Huncwotów bądź o rok niższy - ten Regulusa. Znów rozważałam wszystkie „za” i „przeciw”. 1961 głównie dlatego, że chciałam wyjaśnić historię braci Black, a dzięki temu rocznikowi miałam możliwość wprowadzenia Regulusa, co jest dość istotne dla opowiadania. Dodatkowo uznałam, że rok wyżej w Slytherinie byłoby „nudno”. Kolejnym plusem była także następna różnica między LE a CC. Od tego momentu przewidywałam już same sukcesy i prostą drogę. Szybko przekonałam się o tym jak bardzo się myliłam, bo kiedy zaczęłam pisać Prolog (wiedziałam, że chcę zacząć opowiadanie narodzinami Claire), uświadomiłam sobie, że Voldemort nie może wychowywać córki. Zaskoczona, że nie pomyślałam o tym od razu, stworzyłam biologiczną, zmarłą przy porodzie, matkę dla Clair i jej rodzinę zastępczą. Poszło łatwo, więc mogłam wziąć głęboki oddech, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Wygląd mojej nowej bohaterki od samego początku był dla mnie oczywisty: podobna do ojca, urocza istotka o jasnej karnacji, granatowych, ciepłych oczach i ciemnych włosach związanych w misterny, japoński koczek. Wizja tej dziewczyny, stojącej na szkolnym, hogwarckim korytarzu z pochyloną głową i zamyśloną, nieco zrezygnowaną miną, pojawiła się w mojej głowie od razu, gdy tylko uświadomiłam sobie, że Voldemort w moim opowiadaniu będzie miał córkę. Wygląd Clair jest tu również znaczący, o czym przekonacie się w następnych odcinkach.

Kiedy już miałam gotowy zarys nowego opowiadania, dotarło do mnie coś, o czym powinnam pomyśleć na samym początku: imię i przyszywane nazwisko głównej bohaterki. Oczywiste były dwie rzeczy: po pierwsze imię i nazwisko muszą być znaczące po drugie mieć odpowiednie brzmienie. Uznałam, że imię powinno mieć chłodny oddźwięk, a nazwisko być dostojne i wyniosłe.

Tak oto powstała postać Claire Angelline - Riddle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdziały