Siedziała w
Pokoju Wspólnym z podkulonymi pod siebie nogami. Nie potrafiła się do niczego
zmusić. Przeczesała jasnymi dłońmi długie włosy. Zielony, stary fotel wydawał
jej się być jeszcze bardziej przytulny niż kiedykolwiek indziej. Oparła głowę o
jego poręcz, patrząc „nigdzie”. Objęła się ramionami, przymknęła oczy, powoli
odpływając w krainę snów.
- Claire! Claire!
Angelline! – wrzeszczał ktoś, przebiegając ku niej przez Pokój. Podniosła się
błyskawicznie, rozglądając dookoła. Fale jej włosów, zakołysały się koło
szczupłej twarzy. W głowie jej się zakręciło, więc oparła się o poręcz swojego
fotela; najwyraźniej zareagowała zbyt szybko.
- Tutaj - Uniosła
rękę, jakby zgłaszała się do odpowiedzi, zanim zobaczyła kto jej szuka. Tej
osoby spodziewała się chyba najmniej. Szczególnie w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
Mógł dostać za to całkiem spory szlaban, ale najwyraźniej się tym nie
przejmował (Profesor Slughorn - opiekun domu Slytherina - lubił przestrzegać
tego typu reguł, oczywiście oprócz imprez. Wtedy wolał udawać, że o niczym nie
wie. Proste i wygodne). Claire poczuła, że blednie, ale dzielnie starała się
nie dać nic po sobie poznać. Chłopak odnalazł ją wzrokiem i uśmiechnął się
bezczelnie. Nie szykował jej nic dobrego.
- Witaj,
Angelline - zamruczał, nachylając się ku niej. Cofnęła twarz, tym samym tyłem
głowy opierając się o fotel.
- Mogę wiedzieć,
co ty tu robisz? - spytała, mrugając zawzięcie oczyma.
- Aktualnie
stoję.
- Poproszę o
więcej szczegółów.
- Szukam cię.
Chyba musimy porozmawiać, co? - Wydał jej się być wyjątkowo poważny. Nie
spodziewała się tego, ale też nie widziała sensu w ich rozmowie. Zauważyła w
jego dłoni kawałek jakiejś tkaniny, ale zanim zdążyła jej się przyjrzeć,
chłopak szybko wepchnął ją do torby na ramieniu, błyskawicznie nadrabiając
miną.
- Nie mamy o
czym rozmawiać. Poza tym ostatnim razem chciałeś żebym, czekaj, jak to było...?
- Udała zamyślenie. - A tak! Nie wtrącała się.
- To było
wcześniej - burknął, rozglądając się dookoła ostrożnie. Wyglądał tak, jakby
spodziewał się ataku. Rozumiała, dlaczego. W końcu był w nieswoim domu, ba! Był
Gryfonem, który wszedł do jaskini wroga. Wyobraziła sobie na jego przystojnej
twarzy ślady bójki i wcale jej się to nie spodobało. Westchnęła widząc już
pierwsze zaciekawione spojrzenia. Niemal słyszała szybkie bicie serca Syriusza.
Jej także przyspieszyło. Był odważny, ale nie głupi. Z pewnością wiedział, że
nie ma szans sam jeden na pół domu Slytherina.
- Chodź -
mruknęła, chwytając go za dłoń. Wiedziała, że pójdzie bez szemrania. Schylił
głowę, mając nadzieję przejść niezauważonym.
Claire
przemykała zgrabnie między ludźmi, stolikami i pufami, dopóki ktoś nie zastąpił
jej drogi. Zatrzymała się, ściskając mocniej dłoń chłopaka. Przed sobą
zauważyła postać Nathaniela Archibalda. Czuła, że zbladła. Za nim stało jeszcze
dwóch innych chłopaków z jego rocznika: Robert Avery i George Mulciber.
Przełknęła ślinę, modląc się, by Nate zapytał ją tylko o Lexie. Oczywiście było
to mało prawdopodobne, skoro tuż za jej plecami stał Syriusz Black - zdrajca
krwi. Nathaniel wydawał się być niezadowolony z całej tej sytuacji, w
przeciwieństwie do jego kumpli. Ale nie miał zamiaru im popuścić.
- Proszę,
proszę. Czyżby Syriusz Black pojawił się w domu Slytherina? Największy kumpel
szlam? - Ironiczny ton głosu pasował idealnie do jego miny. Nie patrzył na
Claire, jakby chciał jej specjalnie nie zauważać.
- Daj spokój,
Archibald. Właśnie wychodzimy - powiedziała spokojnie, mając złudne nadzieje na
życzenia miłej drogi.
- A tak. Bo co?
Jesteś mocny, bo masz za sobą znajomków? Myślisz, że przez to stajesz się dla
mnie jakimś... większym zagrożeniem? - odgryzł się Syriusz, najwyraźniej
zupełnie nie pojmując powagi sytuacji. Nathaniel rozejrzał się po Pokoju
Wspólnym Ślizgonów.
- Tak, Black,
może cię to zdziwi, ale tak.
Syriusz
parsknął śmiechem.
- W takim razie
gratuluję odwagi. Widać jesteś jeszcze większym tchórzem niż mówił James.
Nathaniel
zmrużył wściekle oczy, szepcząc pod nosem kilka paskudnych przekleństw. Avery
naprężył się, pokazując groźnie zęby. George Mulciber najwyraźniej coś sobie
kalkulował, bo wbił jedynie w nich badawcze spojrzenie.
- Nie pozwalaj
sobie - warkną Archibald. Syriusz wyszczerzył zęby.
- A co? Boisz
się wyjść na durnia przed kolegami? Za późno.
- Syriuszu,
uspokój się - szepnęła Claire, błagając niebiosa o litość. Pociągnęła go za
rękę ku wyjściu.
- Właśnie,
Syriuszu, lepiej bądź grzeczny i się uspokój - podchwycił szybko Nate. Claire
zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Nie umiesz
wymyślić czegoś własnego, tylko powtarzasz po kimś? Nie ma to... - Angelline
westchnęła zdenerwowana, ciągnąc go już z całej siły ku wyjściu z Pokoju
Wspólnego. Syriusz, zaskoczony siłą, jaką w to włożyła, wyszedł więc za nią,
krzycząc jeszcze koniec zdania na odchodnym:
-... jak
kreatywność!
Claire
wyciągnęła go na siłą z lochów, nie odzywając się ani słówkiem, dopóki nie
znaleźli się w jakimś ustronnym miejscu, jakim dla niej najwyraźniej był
schowek na miotły.
Kurz, zapach
stęchlizny i szczury były tylko kroplą w morzu. Od razu pożałowała, że tu
weszła. Ale przecież musiała gdzieś znaleźć takie miejsce, by ktoś nagle tam
nie zajrzał i ich nie nakrył, nawrzeszczał, czy wlepił szlaban.
- Czy to jakaś
propozycja? Ten schowek? - zamruczał, kiedy zamknęła za nimi drzwi. Zaświeciła
światło i posłała mu chłodne spojrzenie. Postanowiła go zignorować.
- Co to miało,
do cholery, być?! Chcesz zginąć? - krzyknęła wskazując na drzwiczki schowka. Już
dawno nie była tak wściekła. Co innego impreza, a co innego wtargnięcie na
teren wroga w ciągu dnia powszedniego.
- Nie
przesadzajmy. Nic mi nie jest.
- Nic ci nie
jest, tak? Ale mogło być! Na głowę upadłeś?
Syriusz
wyszczerzył zęby.
- Aż tak się
przejmujesz?
- Daj spokój,
Black - warknęła, chcąc wydać mu się w ten sposób zdenerwowaną bardziej, niż
była w rzeczywistości. Zdecydowanie wolała, żeby i on się wkurzył, niż jak
miałby ją obłapiać. Wtedy przynajmniej mogłaby krzyczeć bez wyrzutów sumienia.
Poza tym, po ostatnich wydarzeniach, w których on brał udział, stała się
wrogiem publicznym numer jeden. Na samą myśl o tym poczuła ciężar spadający jej
na serce. Wzięła oddech, mając nadzieję na odstresowanie się. Już wolała być tą
dawną, szarą myszką. Miała wtedy swój charakter, swoich... no dobra, nie miała
przyjaciół. Nikogo oprócz Regulusa. I tak było przecież dobrze. Nie
interesowało jej, co myślą Lexie i Amarisa. Ale on wszystko popsuł. Nie chciała
tego. Nie chciała wcale, by ją zauważono. No, może i chciała, ale nie w ten
sposób.
Jednak nie
potrafiła udawać, że jest aż tak zła. Tak naprawdę się martwiła. Była
przerażona. Przecież Ślizgoni nie mieliby skrupułów przed zaatakowaniem
jednego, samotnego Gryfona, nawet, jeśli był nim był nim Syriusz Black.
W powietrzu uniósł
się zapach męskich, niesamowicie pociągających perfum. Zakręciło jej się w
głowie. Uwielbiała jego perfumy. Za każdym razem działały na nią tak samo.
Policzyła do dziesięciu, by się uspokoić.
Tymczasem z ust
Syriusza nie znikał uśmiech; ten huncwocki, niesamowity uśmiech, zapierający
dech w piersiach każdej dziewczynie w Hogwarcie (jeśli nie na świecie), bez
wyjątków, a więc nawet jej. Mogła się mniej więcej spodziewać, co zaraz
nastąpi. Podszedł do niej i stanął tuż przed nią, na tyle blisko, by
wystarczyło odchylić dłoń w kierunku tego drugiego, by go dotknąć. Przyłożył
swoją dłoń do jej twarzy, delikatnie głaszcząc po policzku. Claire zmarszczyła
czoło i ze zdecydowaniem odsunęła od siebie jego rękę. Zaskoczyła go tym. Nigdy
nikt (nawet ona) mu nie odmówił.
Miała w sobie
zbyt wiele negatywnych emocji. Syriusz zamrugał kilkakrotnie stalowymi oczami,
a na jego twarzy odmalowało się zdumienie, szybko przechodzące w irytację. Tak
naprawdę, to teraz miała to gdzieś. Syriusz szybko zmienił nastawienie do jej
gestu, najwyraźniej jakoś to sobie tłumacząc.
- Claire,
kotku, rozumiem, że się o mnie martwiłaś, ale przecież nic mi nie zrobili -
zamruczał, próbując ponownie pogłaskać ją po policzku. Odskoczyła od niego, jak
dzikie zwierze. Syriusz zmarszczył czoło, tym razem kompletnie nie mając
koncepcji.
- Nie o to
chodzi - odpowiedziała, coraz bardziej czując, że ta "rozmowa" ją
tylko denerwuje.
- A o co? -
bąknął, zbity z tropu. Claire parsknęła śmiechem.
- To tak chcesz
rozmawiać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Spojrzała na niego z wyrzutem.
Nie chciała przecież być kolejną zabawką Syriusza Blacka, do czasu, kiedy ten
nie znajdzie sobie nowej. Chyba powoli docierało do niej, co Regulus miał na
myśli przez te wszystkie rozmowy o jego bracie i jego podbojach. Ale Syriusz
zupełnie nie wiedział, o co jej chodzi.
- Claire,
dobrze się czujesz? Niby jak rozmawiać?
- Oczywiście,
że się dobrze czuję. Chodzi o to, że za każdym razem, kiedy się spotykamy ty
chcesz czegoś zupełnie innego niż rozmowa. Poza tym zazwyczaj się nawet do mnie
nie odzywasz na korytarzach, jakbyś się bał, że w jakiś sposób popsuję ci
cudowną opinię. To się robi chore. I nie mam zamiaru dać się w ten sposób
wykorzystywać.
Syriusz
zacisnął usta w wąską linię. Nie chciał na nią patrzeć, bo w pewnym sensie
mówiła prawdę. Niby, po co była mu peleryna niewidka Rogacza dzisiaj? Albo
ostatnim razem na korytarzu? No i ta słodka blondynka...
- Claire, to
nie tak - mruknął, niezbyt przekonująco. Angelline prychnęła, czując się dużo
gorzej niż wcześniej.
- Wiesz, co,
Black? - zaczęła, chcąc jakoś powstrzymać drganie głosu. - Mam świetny pomysł.
Zrobimy tak: ty dasz mi spokój, a ja nie będę ci psuła przez to opinii!
Genialne, co?
- Claire, ale
ja wcale...
- Zapomnij.
Wyminęła go i
wyszła przez drzwiczki schowka. Zaczęła najpierw iść przed siebie, później
biegła. Nie wiedziała już gdzie jest. Było już ciemno, a na kamiennych
korytarzach pozapalały się pochodnie. Nie miała pojęcia gdzie jest. Z drugiej
strony, gdyby od razu wróciła do dormitorium, to albo Lexie zostałaby po raz
kolejny "tlenioną dziwką" a Amarisa zapewne pomiotem. Tak,
perspektywa bezsensownego włóczenia się po zamku z tej strony wydawała się być
lepszym rozwiązaniem. Niemal z dziecięcą radością klasnęła w dłonie, kiedy
zobaczyła znajomy korytarz i klasę zaklęć. Obiecała sobie nigdy więcej nie
włóczyć się tam, gdzie nie ma pojęcia, co znajdzie. Bądź, co bądź w świecie
magii było to zdecydowanie bezpieczniejsze.
Usłyszała, jak
ktoś ją woła, więc odwróciła się machinalnie i zaczęła rozglądać po korytarzu.
Chyba tej osoby spodziewała się akurat najmniej. I najmniej chciała ją widzieć.
Lexie z przesłodkim (chociaż aż się prosi napisać "przesłodzonym")
uśmiechem biegła w podskokach w jej kierunku.
- Cześć, Claire,
masz chwilę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz