Dostał
wiadomość. Zdziwiło go to, a nawet trochę zaniepokoiło. Po pierwsze, wcale nie
spodziewał się otrzymywać od nikogo żadnej informacji, a po drugie, z pewnością
nie od niego. Oficjalnie się nie znali, udawali, że ten drugi nie istnieje.
Zbyt często był porównywany do „sławnego brata”; nauczył się, więc, chłodnym
uśmiechem zbywać wszystkie komentarze.
Przerażona mina
dzieciaka z pierwszej klasy, który to przekazał mu wiadomość, nie zwiastowała
nic dobrego.
„R – regulus
Black?” – szepnął, rwącym się głosem chłopczyk. Skinął mu głową, zamiast
odpowiedzi. – „Syriusz Black czeka przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Mam przekazać, że żąda spotkania
natychmiast.” – odetchnął głęboko, zmykając mu z oczu. Najwyraźniej ulżyło mu,
kiedy miał to już z głowy. Regulus prychnął.
„Żąda?!” –
zawołał w myślach, zdumiony i zdenerwowany impertynencją brata za razem. – „A
kim on, do cholery, jest?!”
Ale to tylko pozory
Regulusa. Tak naprawdę wiedział, że i tak, i tak pójdzie. Wiedział, że ma
przechlapane, chociaż jeszcze nie miał zielonego pojęcia, za co. A to, że
Syriusz był wzburzony, dodatkowo budziło w nim trwogę przed nieobliczalnym
bratem. Poprawił sobie kołnierzyk szaty, przełykając ślinę. Serce podskoczyło
mu do gardła, co frustrowało go jeszcze bardziej. Był zły na siebie, na swoją
tchórzliwość. Ledwo wyszedł na oświecony pochodniami korytarz, coś mocno
grzmotnęło go w szczękę, sprawiając, że stracił równowagę. Najpierw usłyszał,
dopiero później poczuł ból. Gdyby nie oparł się na kamiennej ścianie zapewne
byłby upadł. W ustach poczuł metaliczny smak. Przyłożył dwa palce do ust.
Poczuł pod nimi ciepłą maź.
„Krew” -
przemknęło mu przez myśl, kiedy zobaczył ową czerwoną ciecz. Skrzywił się i
splunął na posadzkę, dopiero teraz podnosząc wzrok na Syriusza. Szczęka bolała
go tak, że bał się, iż zaraz odpadnie. Może była złamana?
- Cholera,
Syriuszu – zaklął, wycierając zakrwawione usta rękawem szaty. – Pogięło cię?!
Niby za co to?
- Powinieneś
wiedzieć za co – warknął Syriusz lodowatym tonem. Miał zaciśnięte zęby, tak jak
i pięści, żyłka na skroni pulsowała mu niebezpiecznie, klatka piersiowa unosiła
się szybko, a wszystkie mięśnie jego ciała były napięte.
- Niech się
tylko matka dowie… - zasyczał Regulus, znowu plując krwią.
- Dobrze
słyszałem? Grozisz mi matką?! – zagrzmiał, podbiegając do niego. Chwycił go za
szatę i szarpnął nim. – Już dawno mnie wydziedziczyła, więc mam gdzieś zdanie
tej nędznej, plugawej wiedźmy. Co się z tobą stało, braciszku? Nie masz jaj,
Regulusie? Chowasz się za mamusią?
- Puść mnie, na
Morganę, i powiedz w końcu, o co ci chodzi! – zawołał Regulus, zamiast
odpowiedzi. Syriusz zmroził go jeszcze raz spojrzeniem, zanim rozluźnił uścisk.
Młodszy Black wygładził swoją szatę.
- Więc? –
mruknął ponaglająco.
- Spróbuj
wysilić móżdżek i zgadnij, Regulusie – Uniósł wyzywająco brwi do góry i od razu
je opuścił. Furia nieco zelżała, gdy dał jej jako taki upust. Zaczął chodzić
przed bratem w te i z powrotem. Regulus bezwiednie wodził za nim wzrokiem. –
Dlaczego mogę być taki na ciebie zły? O co mi może chodzić? – Podniósł głos
kpiarsko, wyrzucając przy tym w górę ręce. Ale Regulus nie wiedział, o co
chodzi i co jest powodem przestawienia mu szczęki przez brata. Na próżno starał
się coś wymyśleć. Zmarszczył czoło bezradnie. Syriusz zatrzymał się na chwilę i
rzucił mu przelotne, mordercze spojrzenie, by potem móc kontynuować swój marsz.
- Myśl,
braciszku, myśl. Wysil szare komórki, o ile jeszcze je masz.
- Słuchaj… nie
zrobiłem nic, co…
- Claire –
rzucił krótko i ze zniecierpliwieniem Syriusz, wkładając w to jedno słowo
więcej uczucia niż zamierzał. Regulus zamrugał kilkakrotnie. Coś zakłuło go w
okolicach żołądka, po twarzy przebiegła mu fala ciepła. Jego brat zdawał się
zauważyć tę drobną zmianę, bo zacisnął mocniej usta. Chyba mógł się domyśleć o
co chodzi.
- Co Claire? –
Postanowił udawać, że nie rozumie.
- Nie żartuj
sobie, okay? Nie mam zamiaru tracić na ciebie więcej czasu niż to potrzebne.
- Świetnie,
więc może było od razu dać sobie spokój?
- Chętnie,
gdyby nie to, że przez ciebie Angelline wyżywa się na wszystkich innych, w tym
na mnie i jeszcze patrzyła przy tym tak, jakbym… jakbym…
- Tak, wiem. Na
mnie patrzyła tak samo – Wzdrygnął się.
Syriusz wcisnął
ręce do kieszeni. Teraz miał pewność, że wszystko zaczęło się od Regulusa. A to
dobrze, bo już powoli zaczął żałować, że przetrącił mu szczękę. Teraz miał
ochotę zrobić to po raz drugi.
- Coś ty
zrobił? – syknął, siląc się na spokój.
- Ja?! Nic!
Niby co miałem zrobić?
- O, no nie
wiem, znając ciebie, to mogło być wszystko.
- Bez przesady.
- A co,
syneczek mamusi nie popełnia błędów, tak?
- Przestań się
czepiać matki! To nie moja wina, że jestem lepszym synem niż ty!
- Cóż, dla
takiej matki lepiej nie być „lepszym synem”, wierz mi.
- Zejdźmy z
tego tematu, dobra?
- Dobra! Bo
mamy w zapasie inny: Claire.
- Co „Clair”? –
Odkręcił się na pięcie, stając oko w oko z wątłą postacią dziewczyny.
- Mogłem się
spodziewać, że cię tu spotkam.
- Tak, w końcu
to korytarz, na którym znajduje się wejście do mojego domu, więc… tak. Tym bardziej zastanawiająca jest twoja
obecność tutaj – Zerknęła zza niego na Regulusa. Jego warga była rozcięta, a na
kołnierzyku szaty czerwieniały krople świeżej krwi. – A już w szczególności, że
rozmawiasz z bratem.
- Może się
pogodziliśmy? – Wyszczerzył zęby, zadziornie. Claire parsknęła śmiechem.
- Patrząc po
tym, jak on wygląda? Nie, raczej nie.
- Dramatyzujesz
– Machnął ręką lekceważąco. Regulus oparł się o pobliską ścianę i patrzył na nich
wilkiem.
- Nie
odpowiedziałeś na pytanie – przypomniała się Claire.
- Jakie
pytanie?
- Przestań
rżnąć głupka, Black!
- Słuchaj,
kotku, dorośli chcą pogadać, nie wtrącaj się.
Claire uniosła
wysoko brwi, skrzydełka jej nosa zadrgały niebezpiecznie. Rzuciła braciom
spojrzenie; Regulus szybko odwrócił wzrok w drugą stronę, Syriusz śmiało i bez
mrugnięcia patrzył jej w oczy.
- Proszę bardzo
– Zadarła nos do góry i energicznie ruszyła ku wejściu do Pokoju Wspólnego
Slytherinu.
- Claire, n –
nie obrażaj się, no – zaczął Regulus, próbując ją zatrzymać. Uśmiechnęła się do
siebie w duchu i z nadal kamienną twarzą odwróciła się do niego łaskawie. – Nie
idź.
- A niby czemu?
Skoro wolicie rozmawiać sami… - Wzruszyła ramionami teatralnie. - … chyba, że
któryś z was mi powie, o co chodziło?
- No, bo ja…
- Och, błagam!
To istny geniusz zła, nie widzisz tego?! Zaraz wyciągnie z ciebie, jaki masz
kolor majtek – zawołał Syriusz, wskazując oskarżycielsko dziewczynę. Angelline
zamrugała niewinnie oczyma.
- Więc? – Postanowiła
zignorować go, nadal kierując się ku Regulusowi.
- No... – Potarł
z roztargnieniem kark.
- Świetnie –
warknęła, kiedy nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Chciała już mówić hasło, które
pozwoli jej wejść do domu Slytherinu, ale Regulus zreflektował się i powiedział
za nią:
- Twój nowy
chłopak uważa, że przeze mnie się na niego wściekłaś.
Claire
odwróciła się ku nim, w momencie, w którym Syriusz uderzył się otwartą dłonią w
czoło.
- To nie jest
mój chłopak – bąknęła, kiedy Syriusz odpowiedział:
- Nie jestem
jej chłopakiem
Najwyraźniej
odpowiedzi te zadowalały Regulusa, bo tylko zerknął w bok.
- Wiecie, chyba
za bardzo was to zainteresowało, serio, odpuśćcie sobie – mruknęła zmęczonym
głosem. Syriusz prychnął, krzyżując ręce na piersiach.
- Niby, jak ty
to sobie wyobrażasz? Patrzysz na mnie tym… swoim… wzrokiem zbitego psa, mówisz,
że ten idiota zatruwa ci życie…
- Hej!
- Wcale tego
nie mówiłam!
- … a teraz mam
sobie odpuścić?
- Ty też nie
jesteś święty! – bronił się Regulus żywo.
- Lepszy niż
ty! – Zrobił taki ruch ciała, jakby chciał się znowu na niego rzucić. Claire
podskoczyła do niego szybko, blokując mu ramiona, a Regulus cofnął się w tył.
- Przyłożyłeś
mu już raz, jak mniemam, tyle wystarczy! – żachnęła się Angelline. Syriusz
popatrzył na nią z ukosa, przestając się miotać. Zaklął od serca.
- Cudownie.
- Żaden z was
nie jest fair – powiedziała, puszczając Syriusza. Chłopak poprawił sobie szatę
z godnością.
- Co masz na
myśli? – burknął. Posłała mu długie, dość znaczące spojrzenie.
- Nie chcesz
wiedzieć.
- Za to ja bym
chciał – wtrącił Regulus.
- Nikt cię nie
pytał o zdanie.
- Wiecie co, ta
rozmowa nie ma sensu.
- To ty
chciałaś rozmawiać! – przypomniał oburzony Syriusz.
- Tak,
chciałam. Ale na pewno nie o tym. Jesteście siebie warci, jeśli was to w jakiś
sposób pociesza.
- Nie, wiesz,
nie bardzo.
- W takim razie
przykro mi, ale nie mam nic więcej do powiedzenia.
Jeszcze raz
skierowała wzrok ku spuchniętej już wardze Regulusa i oburzonemu Syriuszowi, po
czym mruknęła hasło i weszła do Pokoju Wspólnego.
- Wiesz, że to
twoja wina, tak?
Przeszła przez
zatłoczony Pokój Wspólny, odprowadzana wzrokiem przez zdecydowaną większość
przesiadujących tu uczniów. Głównie dziewczyny wodziły za nią oczyma. Tak,
nagle zrobiła się wyjątkowo znana. Modliła się, by dotrzeć, jak najszybciej do
swojego dormitorium. Ze spuszczoną głową, skierowała się na ostatnią prostą do
upragnionego pokoju, kiedy na coś… a raczej na kogoś, wpadła. Szybko podniosła
wzrok, przerażona perspektywą kolejnego przeszywającego spojrzenia jakiejś
dziewczyny, kochającej się w przesławnym Syriuszu Blacku. Nic takiego się nie
wydarzyło… trafiła gorzej. Przed nią stała Lexie z wyjątkowo nieprzyjemnym
wyrazem twarzy. Zazgrzytała zębami, patrząc na nią z góry. Claire zaklęła
siarczyście pod nosem. Na nic więcej się nie zdobyła; mogła mieć tylko
nadzieję, że Tleniona Blondyna tego
nie usłyszała. Tuż za Lexie stała Amarisa, ze skrzyżowanymi na piersiach
rękami. Gdyby spojrzenia mogły zabijać… albo chociaż zadawać tortury, pewnie
teraz zwijałaby się z bólu na posadzce. Przełknęła ślinę, starając się przemóc
strach przed swoimi współlokatorkami. Czemu tak na nią działały? Nie miała
pojęcia.
Spodziewała się
od Lexie co najmniej wrzasków, krzyków, tupania i darcia włosów, ale… Gilbert zaskoczyła
ją po raz kolejny.
- Claire,
cieszę się, że cię widzę – Claire mało nie parsknęła śmiechem. Lexie Gilbert
zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną. Blondynka spojrzała na nią pytająco.
Uświadomiła sobie, że musi mieć bardzo głupią minę, więc zreflektowała się
szybko.
- Taaa… eem, no
ja też… chyba – wydukała, otrząsając się.
- Z pewnością.
Wiesz, Claire, chodzi o to, że… - Chrząknęła, jakby to co miała zaraz
powiedzieć, nie chciało jej przejść przez gardło. – wtedy… na imprezie… żadna z
nas… nie była sobą, tak?
- Eee… tak…?
- Właśnie, więc
czy nie warto puścić w zapomnienie tego, co było? – Gilbert postarała się
uśmiechnąć, ale wyszedł jej jedynie kiepski grymas. Amarisa najwyraźniej była
równie zaskoczona słowami Lexie, co i Claire, bo teraz obie zbierały szczęki z
podłogi.
- Czekaj,
chwila – bąknęła Claire. – Chcesz się ze mną pogodzić? Ty?
- Tak, ja. A
co, masz z tym jakiś problem?
- Wiesz, ty
zazwyczaj czekasz, aż ktoś cię przeprosi, więc…
Lexie nie mogła
uwierzyć w jej impertynencję. To, jak ta dziewczyna się do niej odnosiła,
wykraczało poza granice jej wytrzymałości. Powieka zaczęła jej drgać
niebezpiecznie, ale szybko przypomniała sobie list, jaki dostała od rodziców
tego ranka, przy śniadaniu. Zacisnęła pięści, wbijając sobie długie, różowe paznokcie
w dłonie.
- Dla ciebie
robię wyjątek, tak? Jesteśmy w końcu przyjaciółkami.
Musiałaś mieć gorszy dzień, ja też… ekhem… nie miałam najlepszego…
Claire miała
ochotę się zdzielić, albo chociaż uszczypnąć. Nie wierzyła w ani jedno słowo Gilbert.
Zerknęła ukradkiem na Amarisę, która wyraźnie zbladła. Widocznie nie była
wtajemniczona w działania Lexie, co dodatkowo kazało jej zachować dystans.
- Cóż… to miło
z twojej strony. Masz z całą pewnością rację – wyrecytowała. Jasne oczy Lexie
zabłyszczały.
- Cieszę się,
że tak uważasz. Więc… Idziesz do pokoju?
- Tak, chyba
potrzebuję odpoczynku.
- Wspaniale. No
to... do zobaczenia później – wyminęła ją z gracją. Claire skinęła jej tylko
głową.
Droga Lexie,
Ja i tata mamy się dobrze, to miło, że o
się o nas troszczysz. Tak, w domu wszystko w porządku. Tata wyjeżdża pojutrze na
północ Anglii na tydzień, więc zostanę sama. Ale, jak wiesz, nie mam się o co
martwić; mamy zapewnioną wystarczającą ochronę, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Oboje bardzo już za Tobą tęsknimy; wakacje minęły zbyt szybko. Szczególnie, że
prawie nie było nas w domu. Jesteś jednak już na tyle dojrzała, by wiedzieć, że
są rzeczy ważne i ważniejsze. Sama wiesz, jak poważnie Twój tata TO traktuje.
Co do Świąt, nie mam jeszcze pewności;
prawdopodobnie będziesz musiała zostać w Hogwarcie, ale Ty, oczywiście, się tym
nie przejmujesz; jesteś już prawie dorosła. Przekonamy się jeszcze, bliżej
Świąt i wtedy zadecydujemy. Możliwe, że nie tylko my będziemy tym razem
POTRZEBNI.
Tata kazał mi wspomnieć o Twoich wynikach
w nauce i koniecznie przekazać, że liczy na więcej. Powyżej Oczekiwań z
Zielarstwa jest dobrą oceną, ale chyba na tym przedmiocie nie trzeba się dużo
wysilać, mam rację? Zielarstwo to nie jedyny przedmiot w szkole.
Jednak piszę do ciebie głównie dlatego,
że potrzebna mi jest pewna informacja, a dokładniej, data pierwszego wyjścia
uczniów do Hogsmeade. Spotkasz się wtedy z tatą, to bardzo, ale to bardzo
ważne. Niestety nie będzie miał dla ciebie zbyt wiele czasu; nie chodzi tu o
Ciebie, jak się domyślasz. Mam nadzieję, że masz dobre kontakty z Claire
Angelline? Bo chce, żebyś przyszła z nią. Musicie się pojawić TAM.
Odpisz szybko, córeczko i uważaj na to,
co i jak piszesz, chyba nie musze Ci tłumaczyć, co mam na myśli?
Mama
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz