wtorek, 5 czerwca 2012

007. The Black’s battle cz. II


Dostał wiadomość. Zdziwiło go to, a nawet trochę zaniepokoiło. Po pierwsze, wcale nie spodziewał się otrzymywać od nikogo żadnej informacji, a po drugie, z pewnością nie od niego. Oficjalnie się nie znali, udawali, że ten drugi nie istnieje. Zbyt często był porównywany do „sławnego brata”; nauczył się, więc, chłodnym uśmiechem zbywać wszystkie komentarze.
Przerażona mina dzieciaka z pierwszej klasy, który to przekazał mu wiadomość, nie zwiastowała nic dobrego.
„R – regulus Black?” – szepnął, rwącym się głosem chłopczyk. Skinął mu głową, zamiast odpowiedzi. – „Syriusz Black czeka przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Mam przekazać, że żąda spotkania natychmiast.” – odetchnął głęboko, zmykając mu z oczu. Najwyraźniej ulżyło mu, kiedy miał to już z głowy. Regulus prychnął.
„Żąda?!” – zawołał w myślach, zdumiony i zdenerwowany impertynencją brata za razem. – „A kim on, do cholery, jest?!”
Ale to tylko pozory Regulusa. Tak naprawdę wiedział, że i tak, i tak pójdzie. Wiedział, że ma przechlapane, chociaż jeszcze nie miał zielonego pojęcia, za co. A to, że Syriusz był wzburzony, dodatkowo budziło w nim trwogę przed nieobliczalnym bratem. Poprawił sobie kołnierzyk szaty, przełykając ślinę. Serce podskoczyło mu do gardła, co frustrowało go jeszcze bardziej. Był zły na siebie, na swoją tchórzliwość. Ledwo wyszedł na oświecony pochodniami korytarz, coś mocno grzmotnęło go w szczękę, sprawiając, że stracił równowagę. Najpierw usłyszał, dopiero później poczuł ból. Gdyby nie oparł się na kamiennej ścianie zapewne byłby upadł. W ustach poczuł metaliczny smak. Przyłożył dwa palce do ust. Poczuł pod nimi ciepłą maź.
„Krew” - przemknęło mu przez myśl, kiedy zobaczył ową czerwoną ciecz. Skrzywił się i splunął na posadzkę, dopiero teraz podnosząc wzrok na Syriusza. Szczęka bolała go tak, że bał się, iż zaraz odpadnie. Może była złamana?
- Cholera, Syriuszu – zaklął, wycierając zakrwawione usta rękawem szaty. – Pogięło cię?! Niby za co to?
- Powinieneś wiedzieć za co – warknął Syriusz lodowatym tonem. Miał zaciśnięte zęby, tak jak i pięści, żyłka na skroni pulsowała mu niebezpiecznie, klatka piersiowa unosiła się szybko, a wszystkie mięśnie jego ciała były napięte.
- Niech się tylko matka dowie… - zasyczał Regulus, znowu plując krwią.
- Dobrze słyszałem? Grozisz mi matką?! – zagrzmiał, podbiegając do niego. Chwycił go za szatę i szarpnął nim. – Już dawno mnie wydziedziczyła, więc mam gdzieś zdanie tej nędznej, plugawej wiedźmy. Co się z tobą stało, braciszku? Nie masz jaj, Regulusie? Chowasz się za mamusią?
- Puść mnie, na Morganę, i powiedz w końcu, o co ci chodzi! – zawołał Regulus, zamiast odpowiedzi. Syriusz zmroził go jeszcze raz spojrzeniem, zanim rozluźnił uścisk. Młodszy Black wygładził swoją szatę.
- Więc? – mruknął ponaglająco.
- Spróbuj wysilić móżdżek i zgadnij, Regulusie – Uniósł wyzywająco brwi do góry i od razu je opuścił. Furia nieco zelżała, gdy dał jej jako taki upust. Zaczął chodzić przed bratem w te i z powrotem. Regulus bezwiednie wodził za nim wzrokiem. – Dlaczego mogę być taki na ciebie zły? O co mi może chodzić? – Podniósł głos kpiarsko, wyrzucając przy tym w górę ręce. Ale Regulus nie wiedział, o co chodzi i co jest powodem przestawienia mu szczęki przez brata. Na próżno starał się coś wymyśleć. Zmarszczył czoło bezradnie. Syriusz zatrzymał się na chwilę i rzucił mu przelotne, mordercze spojrzenie, by potem móc kontynuować swój marsz.
- Myśl, braciszku, myśl. Wysil szare komórki, o ile jeszcze je masz.
- Słuchaj… nie zrobiłem nic, co…
- Claire – rzucił krótko i ze zniecierpliwieniem Syriusz, wkładając w to jedno słowo więcej uczucia niż zamierzał. Regulus zamrugał kilkakrotnie. Coś zakłuło go w okolicach żołądka, po twarzy przebiegła mu fala ciepła. Jego brat zdawał się zauważyć tę drobną zmianę, bo zacisnął mocniej usta. Chyba mógł się domyśleć o co chodzi.
- Co Claire? – Postanowił udawać, że nie rozumie.
- Nie żartuj sobie, okay? Nie mam zamiaru tracić na ciebie więcej czasu niż to potrzebne.
- Świetnie, więc może było od razu dać sobie spokój?
- Chętnie, gdyby nie to, że przez ciebie Angelline wyżywa się na wszystkich innych, w tym na mnie i jeszcze patrzyła przy tym tak, jakbym… jakbym…
- Tak, wiem. Na mnie patrzyła tak samo – Wzdrygnął się.
Syriusz wcisnął ręce do kieszeni. Teraz miał pewność, że wszystko zaczęło się od Regulusa. A to dobrze, bo już powoli zaczął żałować, że przetrącił mu szczękę. Teraz miał ochotę zrobić to po raz drugi.
- Coś ty zrobił? – syknął, siląc się na spokój.
- Ja?! Nic! Niby co miałem zrobić?
- O, no nie wiem, znając ciebie, to mogło być wszystko.
- Bez przesady.
- A co, syneczek mamusi nie popełnia błędów, tak?
- Przestań się czepiać matki! To nie moja wina, że jestem lepszym synem niż ty!
- Cóż, dla takiej matki lepiej nie być „lepszym synem”, wierz mi.
- Zejdźmy z tego tematu, dobra?
- Dobra! Bo mamy w zapasie inny: Claire.
- Co „Clair”? – Odkręcił się na pięcie, stając oko w oko z wątłą postacią dziewczyny.
- Mogłem się spodziewać, że cię tu spotkam.
- Tak, w końcu to korytarz, na którym znajduje się wejście do mojego domu, więc… tak. Tym bardziej zastanawiająca jest twoja obecność tutaj – Zerknęła zza niego na Regulusa. Jego warga była rozcięta, a na kołnierzyku szaty czerwieniały krople świeżej krwi. – A już w szczególności, że rozmawiasz z bratem.
- Może się pogodziliśmy? – Wyszczerzył zęby, zadziornie. Claire parsknęła śmiechem.
- Patrząc po tym, jak on wygląda? Nie, raczej nie.
- Dramatyzujesz – Machnął ręką lekceważąco. Regulus oparł się o pobliską ścianę i patrzył na nich wilkiem.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie – przypomniała się Claire.
- Jakie pytanie?
- Przestań rżnąć głupka, Black!
- Słuchaj, kotku, dorośli chcą pogadać, nie wtrącaj się.
Claire uniosła wysoko brwi, skrzydełka jej nosa zadrgały niebezpiecznie. Rzuciła braciom spojrzenie; Regulus szybko odwrócił wzrok w drugą stronę, Syriusz śmiało i bez mrugnięcia patrzył jej w oczy.
- Proszę bardzo – Zadarła nos do góry i energicznie ruszyła ku wejściu do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
- Claire, n – nie obrażaj się, no – zaczął Regulus, próbując ją zatrzymać. Uśmiechnęła się do siebie w duchu i z nadal kamienną twarzą odwróciła się do niego łaskawie. – Nie idź.
- A niby czemu? Skoro wolicie rozmawiać sami… - Wzruszyła ramionami teatralnie. - … chyba, że któryś z was mi powie, o co chodziło?
- No, bo ja…
- Och, błagam! To istny geniusz zła, nie widzisz tego?! Zaraz wyciągnie z ciebie, jaki masz kolor majtek – zawołał Syriusz, wskazując oskarżycielsko dziewczynę. Angelline zamrugała niewinnie oczyma.
- Więc? – Postanowiła zignorować go, nadal kierując się ku Regulusowi.
- No... – Potarł z roztargnieniem kark.
- Świetnie – warknęła, kiedy nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Chciała już mówić hasło, które pozwoli jej wejść do domu Slytherinu, ale Regulus zreflektował się i powiedział za nią:
- Twój nowy chłopak uważa, że przeze mnie się na niego wściekłaś.
Claire odwróciła się ku nim, w momencie, w którym Syriusz uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- To nie jest mój chłopak – bąknęła, kiedy Syriusz odpowiedział:
- Nie jestem jej chłopakiem
Najwyraźniej odpowiedzi te zadowalały Regulusa, bo tylko zerknął w bok.
- Wiecie, chyba za bardzo was to zainteresowało, serio, odpuśćcie sobie – mruknęła zmęczonym głosem. Syriusz prychnął, krzyżując ręce na piersiach.
- Niby, jak ty to sobie wyobrażasz? Patrzysz na mnie tym… swoim… wzrokiem zbitego psa, mówisz, że ten idiota zatruwa ci życie…
- Hej!
- Wcale tego nie mówiłam!
- … a teraz mam sobie odpuścić?
- Ty też nie jesteś święty! – bronił się Regulus żywo.
- Lepszy niż ty! – Zrobił taki ruch ciała, jakby chciał się znowu na niego rzucić. Claire podskoczyła do niego szybko, blokując mu ramiona, a Regulus cofnął się w tył.
- Przyłożyłeś mu już raz, jak mniemam, tyle wystarczy! – żachnęła się Angelline. Syriusz popatrzył na nią z ukosa, przestając się miotać. Zaklął od serca.
- Cudownie.
- Żaden z was nie jest fair – powiedziała, puszczając Syriusza. Chłopak poprawił sobie szatę z godnością.
- Co masz na myśli? – burknął. Posłała mu długie, dość znaczące spojrzenie.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Za to ja bym chciał – wtrącił Regulus.
- Nikt cię nie pytał o zdanie.
- Wiecie co, ta rozmowa nie ma sensu.
- To ty chciałaś rozmawiać! – przypomniał oburzony Syriusz.
- Tak, chciałam. Ale na pewno nie o tym. Jesteście siebie warci, jeśli was to w jakiś sposób pociesza.
- Nie, wiesz, nie bardzo.
- W takim razie przykro mi, ale nie mam nic więcej do powiedzenia.
Jeszcze raz skierowała wzrok ku spuchniętej już wardze Regulusa i oburzonemu Syriuszowi, po czym mruknęła hasło i weszła do Pokoju Wspólnego.
- Wiesz, że to twoja wina, tak?


Przeszła przez zatłoczony Pokój Wspólny, odprowadzana wzrokiem przez zdecydowaną większość przesiadujących tu uczniów. Głównie dziewczyny wodziły za nią oczyma. Tak, nagle zrobiła się wyjątkowo znana. Modliła się, by dotrzeć, jak najszybciej do swojego dormitorium. Ze spuszczoną głową, skierowała się na ostatnią prostą do upragnionego pokoju, kiedy na coś… a raczej na kogoś, wpadła. Szybko podniosła wzrok, przerażona perspektywą kolejnego przeszywającego spojrzenia jakiejś dziewczyny, kochającej się w przesławnym Syriuszu Blacku. Nic takiego się nie wydarzyło… trafiła gorzej. Przed nią stała Lexie z wyjątkowo nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Zazgrzytała zębami, patrząc na nią z góry. Claire zaklęła siarczyście pod nosem. Na nic więcej się nie zdobyła; mogła mieć tylko nadzieję, że Tleniona Blondyna tego nie usłyszała. Tuż za Lexie stała Amarisa, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. Gdyby spojrzenia mogły zabijać… albo chociaż zadawać tortury, pewnie teraz zwijałaby się z bólu na posadzce. Przełknęła ślinę, starając się przemóc strach przed swoimi współlokatorkami. Czemu tak na nią działały? Nie miała pojęcia.
Spodziewała się od Lexie co najmniej wrzasków, krzyków, tupania i darcia włosów, ale… Gilbert zaskoczyła ją po raz kolejny.
- Claire, cieszę się, że cię widzę – Claire mało nie parsknęła śmiechem. Lexie Gilbert zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną. Blondynka spojrzała na nią pytająco. Uświadomiła sobie, że musi mieć bardzo głupią minę, więc zreflektowała się szybko.
- Taaa… eem, no ja też… chyba – wydukała, otrząsając się.
- Z pewnością. Wiesz, Claire, chodzi o to, że… - Chrząknęła, jakby to co miała zaraz powiedzieć, nie chciało jej przejść przez gardło. – wtedy… na imprezie… żadna z nas… nie była sobą, tak?
- Eee… tak…?
- Właśnie, więc czy nie warto puścić w zapomnienie tego, co było? – Gilbert postarała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej jedynie kiepski grymas. Amarisa najwyraźniej była równie zaskoczona słowami Lexie, co i Claire, bo teraz obie zbierały szczęki z podłogi.
- Czekaj, chwila – bąknęła Claire. – Chcesz się ze mną pogodzić? Ty?
- Tak, ja. A co, masz z tym jakiś problem?
- Wiesz, ty zazwyczaj czekasz, aż ktoś cię przeprosi, więc…
Lexie nie mogła uwierzyć w jej impertynencję. To, jak ta dziewczyna się do niej odnosiła, wykraczało poza granice jej wytrzymałości. Powieka zaczęła jej drgać niebezpiecznie, ale szybko przypomniała sobie list, jaki dostała od rodziców tego ranka, przy śniadaniu. Zacisnęła pięści, wbijając sobie długie, różowe paznokcie w dłonie.
- Dla ciebie robię wyjątek, tak? Jesteśmy w końcu przyjaciółkami. Musiałaś mieć gorszy dzień, ja też… ekhem… nie miałam najlepszego…
Claire miała ochotę się zdzielić, albo chociaż uszczypnąć. Nie wierzyła w ani jedno słowo Gilbert. Zerknęła ukradkiem na Amarisę, która wyraźnie zbladła. Widocznie nie była wtajemniczona w działania Lexie, co dodatkowo kazało jej zachować dystans.
- Cóż… to miło z twojej strony. Masz z całą pewnością rację – wyrecytowała. Jasne oczy Lexie zabłyszczały.
- Cieszę się, że tak uważasz. Więc… Idziesz do pokoju?
- Tak, chyba potrzebuję odpoczynku.
- Wspaniale. No to... do zobaczenia później – wyminęła ją z gracją. Claire skinęła jej tylko głową.


Droga Lexie,
Ja i tata mamy się dobrze, to miło, że o się o nas troszczysz. Tak, w domu wszystko w porządku. Tata wyjeżdża pojutrze na północ Anglii na tydzień, więc zostanę sama. Ale, jak wiesz, nie mam się o co martwić; mamy zapewnioną wystarczającą ochronę, jeśli wiesz, co mam na myśli. Oboje bardzo już za Tobą tęsknimy; wakacje minęły zbyt szybko. Szczególnie, że prawie nie było nas w domu. Jesteś jednak już na tyle dojrzała, by wiedzieć, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Sama wiesz, jak poważnie Twój tata TO traktuje.
Co do Świąt, nie mam jeszcze pewności; prawdopodobnie będziesz musiała zostać w Hogwarcie, ale Ty, oczywiście, się tym nie przejmujesz; jesteś już prawie dorosła. Przekonamy się jeszcze, bliżej Świąt i wtedy zadecydujemy. Możliwe, że nie tylko my będziemy tym razem POTRZEBNI.
Tata kazał mi wspomnieć o Twoich wynikach w nauce i koniecznie przekazać, że liczy na więcej. Powyżej Oczekiwań z Zielarstwa jest dobrą oceną, ale chyba na tym przedmiocie nie trzeba się dużo wysilać, mam rację? Zielarstwo to nie jedyny przedmiot w szkole.
Jednak piszę do ciebie głównie dlatego, że potrzebna mi jest pewna informacja, a dokładniej, data pierwszego wyjścia uczniów do Hogsmeade. Spotkasz się wtedy z tatą, to bardzo, ale to bardzo ważne. Niestety nie będzie miał dla ciebie zbyt wiele czasu; nie chodzi tu o Ciebie, jak się domyślasz. Mam nadzieję, że masz dobre kontakty z Claire Angelline? Bo chce, żebyś przyszła z nią. Musicie się pojawić TAM.
Odpisz szybko, córeczko i uważaj na to, co i jak piszesz, chyba nie musze Ci tłumaczyć, co mam na myśli?

Mama



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdziały