Siedzenie na lekcjach stało się okropnie
męczące. Już wcześniej nie należało to do jej ulubionych zajęć, ale teraz było
wyjątkowo irytujące. Przeważnie siedziała sama i prawdę mówiąc wolała te
momenty. Innymi razy miejsce obok niej zajmował z wielkim chłodem i ignorancją Regulus,
jeszcze kolejnym Amarisa, która nie szczędziła jej swoich kpiarskich prychnięć.
Lexie najzwyczajniej w świecie z nią nie siadała.
Claire czerwieniała coraz to mocniej i
mocniej wraz z każdym ukradkowym spojrzeniem, każdym usłyszanym szeptem… każdą
lekcją. Dzięki Syriuszowi stała się numerem jeden na liście
najpopularniejszych, szkolnych tematów. Nie była tym zachwycona. Gdyby nie to,
że dostała ganiący list od matki, zapewne darowałaby sobie chodzenie na
zajęcia. A przynajmniej na niektóre zajęcia. Oczywiście tymczasowo.
Siedząc na lekcji zaklęć z Regulusem,
wcale nie czuła się tak komfortowo, jak zazwyczaj. Już nie żartowali, nie
robili kawałów, nie przeszkadzali nauczycielowi. Ciemnowłosy chłopak siedział
niemalże tyłem do niej. Traktował ją, jak powietrze. Z jednej strony nawet jej
się to podobało, bo tak naprawdę miała gdzieś, czy się do niej odzywa, czy nie,
skoro ma tak idiotyczne powody do obrazy. Tylko, że z drugiej, było to naprawdę
frustrujące; dużo bardziej wolała, kiedy dokuczali razem na lekcjach.
Westchnęła, znudzona wykładem teorii
jakiegoś zaklęcia przez profesora Flitwicka. Gdy Regulus usłyszał tą delikatną
oznakę jej obecności, odkręcił się od niej jeszcze bardziej i ściągając usta,
chrząknął znacząco (zupełnie tak, jakby próbował ją zagłuszyć). Wygięła wąskie,
blade usta w kpiarskim uśmieszku. Chociaż w zasadzie grymas, jaki pojawił się
na jej wargach chyba nawet nie mógł być nazwany uśmiechem; drapieżnie odsłoniła
białe ząbki.
Nauczyciel zerkający na nią od początku
lekcji w wyrazie miłego zadziwienia, teraz najwyraźniej lekko się przestraszył,
bo rozkaszlał się gwałtownie, oczekując kolejnej porcji nagannego zachowania
panny Angelline. Ale Claire tylko wywróciła oczyma i podparła brodę na łokciu.
Zerknęła na wielki zegar, odmierzający czas do końca jej ostatniej lekcji.
„Błagam szybciej” - jęknęła w myślach,
coraz poważniej rozważając wzniesienie o to modłów do jakiegoś bóstwa. - „Na
gacie Merlina…”
Flitwick westchnął zrezygnowany,
rozglądając się po znudzonej, przysypiającej klasie. Pokręcił głową i usiadł za
swoim wysokim, jasnym biurkiem, umieszczonym na metrowej katedrze (profesor nie
był obdarzony w końcu szczególnym wzrostem, a dzięki dodatkowemu metrowi mógł,
chociaż niektórym spojrzeć prosto w twarz bez zadzierania głowy do góry).
- Dobierzcie się w pary tak, jak
siedzicie w ławkach i poćwiczcie praktyczne zaklęcia. Zróbcie coś produktywnego
- zaskrzeczał, prawie całkowicie znikając za starym biurkiem.
Claire zaklęła od serca pod nosem.
Regulus zbladł, wcale nie będąc szczęśliwszym od swojej sąsiadki. Z wojowniczą
miną Claire odkręciła się do niego, wykonując przy tym gwałtowne ruchy. Black,
jakby jej na przekór, ociężale i powolnie zwracał się ku niej, przekręcając się
na swoim krzesełku o 180 stopni, by w końcu siąść do niej anfas. Mimo to, nadal
unikał patrzenia w jej kierunku, uciekając wzrokiem gdzieś w stronę wysokiego
sufitu klasy. Claire puściła wiązankę takich słów, jakich nie powstydziłby się
żaden amerykański dres ze slumsów. Regulus syknął.
- Mogłabyś przestać?
- A co, przeszkadza ci to? - odbiła
wyzywająco, nieco ochrypłym głosem. No tak, w końcu nie odzywała się do nikogo
od śniadania, kiedy to wymamrotała nieco oschłe „Cześć” do starszego z braci
Black. Nie odezwała się do niego w inne słowy niż te od momentu jej wykradania
się z dormitorium Huncwotów po ostatniej imprezie. - Czyżbym tym zmusiła cię do
odezwania się do mnie? Wybacz, nie chciałam.
- No oczywiście, jakby to było, gdyby
Claire Angelline zdjęła na chwilę koronę z głowy i pierwsza wyciągnęła do kogoś
pojednawczą dłoń - prychnął Regulus. - Zresztą, ja się do ciebie nie nie odzywam
- dodał chłodno.
Claire uniosła wysoko brwi, po czym
wybuchła głośnym, oziębłym śmiechem. Profesor zerwał się ze swojego fotela i
rozejrzał po klasie, szukając „niebezpieczeństwa”. Jego szklisty wzrok padł na
zachodzącą się ze śmiechu Claire, więc złapał się z ulgą za serce i ponownie
usiadł na swoim miejscu.
- I z czego się śmiejesz? - Chłopak
skrzyżował ręce na piersi wyraźnie urażony. Claire otarła oczy, powoli już
zachodzące łzami śmiechu.
- Black, musiałabym być głupia, ślepa i
głucha, by ci uwierzyć.
- O co ci chodzi?
- O to, że się na mnie boczysz od kilku
dni!
- Nie, nie boczę się.
- Daj z tym spokój, bo nie ręczę za
siebie.
- Coś ci się ubzdurało i tyle - mruknął
Regulus po minucie ciszy.
- Mi się ubzdurało? Mi?! No nie no,
litości. Na Morganę, Black! - wykrzyknęła pąsowiejąc. Złość wzbierała w niej
coraz bardziej. Serce biło swoim tempem domagając się kolejnych przekleństw z
jej ust. Powstrzymała się, zagryzając wargę prawie do krwi.
- Angelline nie wrzeszcz na mnie. To, że
ktoś cię denerwuje, nie znaczy, że można ci wyżywać się na wszystkich dookoła,
nie sądzisz? - powiedział chłodno, patrząc gdzieś w kąt.
- Ty mnie denerwujesz - warknęła. -
Mógłbyś przynajmniej udawać, że masz jaja i się przyznać, a nie, jak dzieciak uciekasz
od rozmowy - Niemalże wypluła te słowa. Nie potrafiła teraz inaczej z nim
rozmawiać. Już dawno nie czuła takiego zawodu, co do jego osoby. Nie był
idealny, ale był chyba jedyną osobą, na której mogła polegać. Nienawidził brata,
ale czy to było wystarczającym powodem, by się na niej wyżywać za zwykły flirt?
Za próbę posiadania życia prywatnego? A on, tak jak inni, zmieszał ją z błotem.
Sprawił, że miała ochotę uciec i zamknąć się w czterech ścianach, gdzie nikt
jej nie znajdzie. Całe wakacje pracowała nad zmianą swojego charakteru. Nawet
zaczęła malować rzęsy i nakładać na policzki puder! Zmieniła się, bo uważała,
że tak będzie lepiej. Otworzyła się na świat. Zrobiła tak duży postęp, została
dostrzeżona; a gdy tylko ktoś ją zauważył, ktoś, kto w tej szkole coś znaczył,
reszta obsmarowała ją bezlitośnie.
Spojrzała na niego wzrokiem, jakiego już
dawno nie widział. Na jej twarzy kwitła złość i irytacja, ale oczy wyrażały jak
wielki ból jej zadał. Sam doradzał jej, by wyszła do ludzi.
„Jak możesz” - wyrzucały mu jej granatowe
oczy. – „Nie znam cię takiego; nie chcę cię takiego znać”.
Widział, jak uciekała całą sobą;
wycofywała się. Tak łatwo było ją spłoszyć. Otworzył usta, by coś powiedzieć,
ale nie mógł z siebie wydobyć głosu, więc zamknął je, znów unikając wzroku
przyjaciółki. Claire prychnęła, szybko starając się opanować.
- Mam dość. Wychodzę – oświadczyła,
zbierając swoje rzeczy.
Nie potrafił jej zatrzymać.
Chodząc w te i z powrotem paliła
papierosa w cieniu zamku. Nie potrafiła opanować emocji, było jej ciężko. Cała
szkoła z dnia na dzień dowiedziała się, kim jest Claire Angelline. A wszystko przez
jednego chłopaka!
Przyłożyła po raz kolejny drżące palce z
papierosem do ust. Zatrzymała swój marsz i wypuszczając dym z płuc, oparła się
o zimny mur zamku. Wcześniej zawsze miała się, do kogo odezwać, a teraz?
Została sama. Wytarła pięścią słoną łzę, spływającą jej po policzku.
- Głupia – podsumowała sama siebie ze
złością. – Jaka głupia… - powtórzyła tym razem ironicznie.
- Kto jest głupi, Angelline? – Nie
sądziła, że mówi tak głośno. Zrezygnowana, odkręciła głowę w stronę idącego ku
niej chłopaka. Miał jeszcze do niej dobre dziesięć metrów. Skąd w ogóle
wiedział, że tu jest?
Podszedł bliżej.
Idiotka
– pomyślała, od razu
uświadamiając sobie, że nie jest pępkiem świata i że Syriusz Black wcale nie
musi jej szukać, by spacerować po błonach i szkole.- Skąd pomysł, że mnie szuka? Wpadł na mnie przez przypadek; nie
pochlebiaj sobie.
- Czego chcesz? – zaatakowała, zamiast
przywitania. Zmrużyła oczy, odchylając nonszalancko rękę, w której trzymała
papieros. Wzrok Syriusza ześliznął się z jej twarzy na prawą dłoń. Uśmiechnął
się huncwocko ze swoistą pewnością siebie.
- Palisz? – parsknął śmiechem.
- Bawi cię to? – warknęła, mając dość rodziny
Blacków.
- Bynajmniej! – zapewnił hardo. Z szarych
oczu posypały się iskry. – Ale chętnie się przyłączę.
- Ktoś powiedział, że możesz?
- Cóż… nikt nie powiedział, że nie mogę.
– Puścił do niej perskie oczko. Stanął naprzeciwko niej tak, że musiała zadzierać
głowę do góry. Zmarszczyła nos, czując męskie, mocne perfumy. Ubóstwiała ten
zapach, ale kiedy ostatnim razem mu się poddała „wylądowała w łóżku” Syriusza.
Więc nie, ten zapach nie był bezpieczny. Automatycznie cofnęła się o krok.
Wolałaby być sama.
Syriusz popatrzył na nią poważniej. Na
jego czole pojawiły się pionowe bruzdy. Oczy stały się magnetyczne, jakby
chciał przeszyć ją spojrzeniem. Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej wygląd.
Zdawała się być zmęczona, pod granatowymi oczami malowały się duże sińce
niedospania. Nogi niemal uginały się pod ciężarem jej drobnego ciała; garbiła
wątłe plecy. Powieki zdawały się jej ciążyć, a twarz była trupio blada. Nie,
nie wyglądała dobrze.
Zmieszała się, spuszczając głowę. Gryfon
wziął głęboki oddech, wypuszczając ze świstem powietrze. Uciekała od niego. Ostatni
raz zamienili więcej niż słowo podczas jej pobytu w jego dormitorium. Jego
pościel nadal pachniała jej perfumami, jej skórą. Nie potrafił wyjaśnić,
dlaczego teraz chętniej kładł się spać. Nie potrafił też zdefiniować swoich
uczuć, co do tej dziewczyny. W tym roku dostrzegł, że jego młodszy brat ma,
jako taki gust, bo Angelline, w której się podkochiwał, była nie tylko ładna,
ale i odmienna. Nie zaliczała się do grona pustych dziewczyn, które zazwyczaj
go otaczały. Zdawała się być nie tyle dziwna, ile skryta. Jakby bała się, że
ktoś może ją poznać. Na początku wydawało mu się to zabawne i chciał ją obnażyć
nie tylko dla siebie, ale i innych; z czasem, kiedy zaczął jej się lepiej
przyglądać stwierdził, że to nie tyle niepokojące i zabawne, ile intrygujące.
Nie znał jej, prawdę mówiąc na początku chciał przede wszystkim powkurzać
Regulusa.
- Unikasz mnie ostatnio, Angelline - szepnął
beznamiętnym głosem. – Mogę wiedzieć, dlaczego?
- Nie unikam cię, Black – bąknęła,
uświadamiając sobie, że powtarza dokładnie tą samą śpiewkę, jaką serwował jej
godzinę temu Regulus.
- Claire, nie rozmawiamy od kilku dni! Jak
chcesz mi to wyjaśnić?
- Nie sądzę, bym musiała ci cokolwiek
wyjaśniać. – Syriusz uniósł sceptycznie brwi do góry. Claire zreflektowała się
szybko. – Po prostu się mijamy.
- Mijamy? – zawołał z urazą. – Widzimy
się na każdym śniadaniu, obiedzie, kolacji…
- Jesteśmy z innych domów. Siadamy gdzie
indziej i przychodzimy o różnych porach… – wtrąciła błyskawicznie pierwsze, co
przyszło jej do głowy.
- To nie ma nic do rzeczy. Widzimy się za
każdym razem w Wielkiej Sali – Potrząsnął głową. – Wymieniasz ze mną tylko to
swoje „Cześć” jakbyśmy się praktycznie nie znali.
- A jest inaczej, Black? No powiedz, jak
długo się znamy?
- A co za różnica, jak długo? Całowałaś
mnie!
- Byłam pijana!
- Całowałaś mnie wcześniej!
- Nie, wtedy to ty mnie całowałeś.
Syriusz wywrócił z irytacją oczyma.
- I co w związku z tym? Wybacz, ale nie
rozumiem tego.
- A co tu rozumieć? Dzięki tobie nie mam życia,
Black – wyrzuciła z siebie, zanim zdążyła ugryźć się w język. Wiedziała, że
powiedziała za dużo. Było za późno, żeby cokolwiek cofnąć.
- Co przez to rozumiesz? - wymamrotał
wypranym z emocji głosem.
- Nic.
- Angelline! Nie bałaś się powiedzieć
„a”, nie bój się powiedzieć „b”. Przynajmniej raz się odezwij tak, jak
powinnaś!
Wyprostowała się. Uraził ją. W domu
ciągle się stawiała, nauczycielom również robiła na przekór. Poświęciła masę
czasu, by być taką samą dla innych ludzi.
- Mam się odezwać? A proszę bardzo!
Dzięki tobie cała szkoła mną poniewiera, równa mnie z błotem. Do dormitorium
przychodzę tak późno, jak to tylko możliwe, żeby móc mijać się z Lexie i
Amarisą. Wstaję dużo wcześniej, żeby mnie nie zrugały z samego rana. Nie mam
się, do kogo odezwać. Nawet twój cholerny braciszek mnie olał. Właśnie on mi
uświadomił, że nie mam tu przez ciebie nikogo. Jesteście identyczni. Ale ciebie
interesuje to, że mówię ci tylko „Cześć”. Tak, więc wybacz – zakończyła drżącym
głosem. Popatrzyła na niego zbolałym wzrokiem, jakim uprzednio obdarzyła jego
brata i odeszła pośpiesznie.
Syriusz patrzył za nią wielkimi oczami.
To, jak na niego spojrzała zabolało go, poczuł… wyrzuty sumienia? Nie pomyślał
o tym w ten sposób. Owszem Claire stała się ostatnimi czasy popularna, ale nie
sądził, że tak to odbierze. Może, dlatego, że ciągle przebywał wśród dziewczyn,
które tego pragnęły. No, może oprócz Evans, ale to wyjątek od reguły, należący
do Rogacza.
Ale powiedziała coś jeszcze.
Regulus? To przez niego jest taka? A więc
jest zazdrosny i pewnie jej to wytyka. Rani ją. Wyprostował się, napinając
wszystkie mięśnie ciała. Zacisnął zęby, starając się przy tym ich sobie nie
powyłamywać.
- Zabiję gnoja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz