Obudził ją okropny ból głowy. Nie podniosła się
jednak. Nawet nie otworzyła oczu, bojąc się, że gdy tylko się ruszy, cała się
rozpadnie. Jęknęła, czując ogromne pragnienie, jakie ją ogarnęło. Zaklęła
siarczyście pod nosem, zastanawiając się, jak daleko może być woda. Nie była w
stanie wyczarować sobie nawet tego. Prawdę mówiąc, nawet gdyby mogła, to nie
miała pojęcia, gdzie jest jej różdżka. Powoli otworzyła jedną powiekę,
rejestrując, że słońce jest już wysoko na niebie. Westchnęła, myśląc, jaki
dzisiaj dzień tygodnia. Piątek? Sobota? Jakoś tak pod koniec. Zresztą, co by
nie było i tak nie miała zamiaru wybierać się na lekcje. Zmusiła się do
otworzenia drugiego oka. O dziwo - nie bolało. Zadowolona z pomyślności swoich
działań, postanowiła pójść o krok dalej i podnieść ciężką głowę. Uniosła się
delikatnie i oparła ciężar ciała na łokciu.
- Syyy… - zasyczała od razu, krzywiąc się z bólu.
Głowa pulsowała jej niemiłosiernie. Szybko pożałowała tego, co zrobiła, ale
uczucie pragnienia zwyciężyło nad bólem głowy. Rozejrzała się chciwie po swoim
dormitorium, szukając czegoś do picia… tyle, że to nie było jej dormitorium. Podniosła
się jak oparzona, szybko zeskakując z łóżka. Nie swojego łóżka! Potknęła się o
coś (panował tu dość spory bałagan) i z wrzaskiem upadła tyłkiem na podłogę.
Zdezorientowana, zamrugała kilkakrotnie.
- Ciiiiszej… - zamarudził jakiś męski głos w głębi
pokoju. Momentalnie zbladła, tym razem wytrzeszczając swoje granatowe oczy.
Siedziała na podłodze, podparta rękami z tyłu, ze zgiętymi w kolanach nogami,
oddychając spazmatycznie. Czuła, jak serce jej bije, głowa pulsuje od bólu…
Ciemne, rozpuszczone włosy opadały jej na wątłe ramiona, które przyciskała do
ciała, chcąc się skurczyć jeszcze bardziej.
- Claire… miej litość - bąknął drugi głos, z łóżka,
z którego przed chwilą wstała. Ktoś przysunął się na krawędź łóżka, tę z jej
strony, i popatrzył na nią zdziwionym, zaspanym wzrokiem. Ciemne włosy opadały
mu w nieładzie na czoło, szare oczy otwierały się tylko do połowy, umięśniony
tors był całkowicie odsłonięty. Przez długość jego prawej piersi ciągnęła się
podłużna, dość głęboka blizna. Zapamiętała sobie, że musi go o nią kiedyś
zapytać. Syriusz omiótł ją spojrzeniem, przybierając coraz bardziej zmartwioną
minę. - Nic ci nie jest?- spytał łagodnie, najwyraźniej widząc, że jest nieco
skonfundowana.
- T-tak - mruknęła ochrypłym głosem. Poczuła
pieczenie w gardle i skrzywiła się mimo woli. Łapa uniósł jedną brew
sceptycznie. - Noo… nie - przyznała. - Co ja tu robię?! - zawołała, rozglądając
się po obcym dormitorium w czerwieni i złocie. Syriusz podał jej dłoń, nie
wstając nawet z łóżka. Claire chwyciła ją machinalnie. Chłopak chichocząc, wciągnął
ją do siebie. Z gardła wyrwał jej się cichy okrzyk.
- Jesteście okropni - zawył znowu ten sam męski głos,
co poprzednio. - Zero litości dla skacowanego człowieka.
- Trzeba było tyle wczoraj nie pić, Rogasiu -
odgryzł się Black, nie wypuszczając z uścisku dłoni Claire. Rogacz odburknął mu
coś pod nosem, pociągnął łyk z półlitrowej butelki z wodą, przekręcił się na
drugi bok i zakrył głowę poduszką. Claire obserwowała go zazdrośnie,
przypominając sobie o swoim pragnieniu. W ustach czuła trampka. Na drugim końcu
pokoju ktoś zachrapał głośno.
- O no, jeszcze ten! Zamknij się Glizdek - syczał
James, po czym puścił taką wiązankę, że Claire aż uniosła brwi do góry.
Pettrigew tylko zachrapał ponownie. Czwarte i ostatnie łóżko było już zaścielone,
a jego właściciela nie było najprawdopodobniej w pokoju już od kilku godzin.
- Co ja tu robię? - powtórzyła Claire, skupiając
wzrok na już całkowicie rozbudzonym Syriuszu. Chłopak przyglądał jej się chwilę,
jakby starając się przypomnieć jej rozognionym spojrzeniem powód jej pobytu
tutaj. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że jest ubrana tylko w kusy, obcisły
top i bieliznę. Poczuła, że pieką ją policzki.
- Nie pamiętasz? - odezwał się w końcu Łapa bez
szczególnego zainteresowania.
Zastanowiła się nad tym. Co takiego pamiętała z
wczorajszego wieczoru? Odpowiedź była prosta: niewiele. Jakieś przebłyski,
migawki kilku różnych sytuacji… Ona siedząca na fotelu, całujący się Nate i
Lexie, Amarisa tańcząca na stole, zaciśnięte wargi Regulusa, rude włosy znikające
za plecami Jamesa Pottera, jej rozmowę z Syriuszem… ciemny korytarzyk prowadzący
do dormitoriów dziewcząt ze Slytherinu, stłuczoną szklankę po whisky…
- O cholera - szepnęła, blednąc jeszcze bardziej.
Syriusz wyszczerzył zęby.- Syriuszu, czy my…? - skrzywiła się mając wrażenie, że
się dusi. Słowa nie chciały jej przejść przez gardło, czuła w nim okropną gulę.
Spróbowała przełknąć ślinę, ale gula nie zniknęła. Wyraz twarzy chłopaka nie
zdradzał żadnych emocji. Wydawało jej się, że czeka na odpowiedź już bardzo długo.
Milczał, patrząc jej bezimiennym spojrzeniem w oczy.
- Nie pamiętasz? - powtórzył zamiast jej
odpowiedzieć. Pokręciła przecząco głową. - A co pamiętasz ostatnie?
Zastanowiła się chwilę.
- Jak mnie całowałeś - szepnęła tak cicho, że
musiał się ku niej nachylić, by zrozumieć, co mówi.
- Hmm - mruknął, unosząc jeden kącik ust do góry.
- Faktycznie niewiele.
Skinęła głową, próbując znowu przełknąć ślinę,
ale poczuła w ustach pustynię. Złapała się ręką za szyję, krzywiąc się lekko.
Syriusz uśmiechnął się, sięgnął za siebie, złapał za butelkę, taką samą, z
jakiej przed chwilą pił James i podał ją Claire.
- Trzymaj.
Z pośpiechem odkręciła korek i łapczywie zaczęła
pić cudowną wodę. Kiedy odsunęła od ust picie, Syriusz spytał:
- A jak myślisz, było coś?
Claire zawahała się chwilę.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Syknęła, znowu skupiając się na swoim bólu głowy. Syriusz wziął od niej butelkę
i pociągnął z niej łyka. W oczach miał wesołe iskierki.
- A coś obstawiasz? - Wiedział, jak się stresowała,
widział jej podenerwowanie. Drażnił się z nią! Najzwyczajniej w świecie się z
nią drażnił. Claire zmrużyła wściekle oczy, ale szybko tego pożałowała,
odczuwając silniejszy ból.
- Jesteś okropny - wyrzuciła mu, tonem małego
dziecka.
- Komplementy później - Wyszczerzył zęby złośliwie.
- Powiedz mi! Muszę wiedzieć, Syriuszu! Musisz mi
powiedzieć, było coś? - Przysunęła się do niego, opierając dłonie na jego ciepłym
torsie. Paznokcie wbiła mu w skórę, przez co zasyczał, chwytając ją za
nadgarstki i szybko odciągając od siebie.
Potter zajęczał znowu jakieś przekleństwo pod ich
adresem.
- Nie, Claire - odpowiedział spokojnie Syriusz,
kompletnie ignorując przyjaciela.
- Co, nie?
- Nic nie było.
- Nie wrabiasz mnie? Black, ostrzegam, że jeśli później
jakoś się dowiem, że mnie okłamałeś, to przysięgam, że ci…
- Uwierz mi, jakby coś było, to byś pamiętała -
Przerwał jej Syriusz z chichotem. Zastanowiła się nad tym chwilę. W sumie miało
to jakiś logiczny sens.
- Jakiś ty skromny. - odparła, jednak z przekąsem.
Z szarych oczu posypały się iskry.
- Skromność jest dla frajerów. Trzeba wiedzieć,
co się umie.
- O proszę! Widzę, że jesteś bardzo pewny tego,
co umiesz?
- Może - Wzruszył ramionami, nie dając jej
kompletnej odpowiedzi. - Nie ma mowy, żebym ci powiedział.
Claire prychnęła, wyswobadzając ręce z jego uścisku.
- Lepiej mi powiedz, co mnie ominęło - burknęła,
rozcierając sobie skronie. Opadła na poduszki, wtulając się w nie z cichym
westchnieniem. Syriusz nachylił się nad nią.
- To zależy, co chcesz wiedzieć. Ostatnie, co
pamiętasz to korytarzyk? - wyszczerzył do niej zęby dając jasno do zrozumienia,
że chodzi mu o samo zajście w korytarzu.
- Pamiętam, jak… - zawahała się, zerkając na
niego z ukosa. - jak stłukłam szklankę. - bąknęła w końcu. Syriusz wydawał się
być content, więc odchrząknął z zadowoleniem i zaczął:
- Więc całkiem sporo cię ominęło, Angelline.
- Co masz na myśli mówiąc “całkiem sporo”? -
warknęła, blednąc.
- Od czego by tu zacząć… - westchnął teatralnie.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, zapewne już by nie żył.
- Proponuję od początku- wysyczała przez zaciśnięte
zęby.
- Okay. Więc… Amarisa chyba nie była zbyt szczęśliwa
z tego, że ty i ja… no wiesz.
- Amarisa to widziała? - powtórzyła Claier, modląc
się by słuch ją mylił.
- Tak, a co, coś w tym nie tak?
- No raczej wszystko - prychnęła, przeczesując włosy
palcami.
- Ponieważ…?
- Amarisa uwielbia cię od dłuższego czasu, a
raczej nie mam ochoty na jej fochy, a jestem pewna, że mi tego nie oszczędzi.
Nie za to, co widziała. W dodatku przyjaźni się z Lexie, więc na pewno jej
powie, a Lexie to plotkara, więc wygada wszystkiemu co jest w stanie jej słuchać.
- No właśnie… Ha, to zabawne, że wspominasz o
Lexie - złapał się za kark, nerwowo się śmiejąc. Bynajmniej nie wyglądał na
rozbawionego. Claire zastygła, opuszczając ręce, którymi wcześniej zamaszyście
gestykulowała.
- Co z nią? - spytała powoli.
- Nie no, wiesz…
- Black…
- Sprzedałaś jej ładny policzek, Angelline.
- Policzek?!
- No… tak. Ale ode mnie też by oberwała, gdyby
nazwała mnie “głupią suką”. Chociaż, szczerze mówiąc, to ty pierwsza zaczęłaś.
Być może nie jest zbyt cnotliwa, ale nazywanie jej tlenioną dziwką…
- Nazwałam Lexie tlenioną dziwką?!
- Tak właśnie powiedziałem - przytaknął przyglądając
jej się uważnie.
- Cholera, nie jest dobrze - Przygryzła nerwowo
jedną wargę. - To wyjaśnia, czemu śpię tutaj.
- Wprosiłaś się - Wzruszył ramionami.
- Tak, to akurat najmniej mnie w tym wszystkim
dziwi. Bardziej martwi mnie, jak ja wrócę do dormitorium - jęknęła.
- No cóż… może nie będzie tak źle?
- Żartujesz sobie? One mnie rozszarpią. Nie dość,
że Amarisa uważa, że odbiłam jej chłopaka…
- Tyle, że ja nie jestem jej chłopakiem.
- To akurat dla niej najmniej istotne. Chociaż
fakt, może raczej powinnam powiedzieć jej “bożyszcze” - sarknęła. Amarisa
faktycznie nieco za bardzo czerwieniła się przy starszym z braci Black. - Więc
Amarisa zamorduje mnie za ciebie, a Lexie… nie dość, że nazwałam ją dziwką to
jeszcze tlenioną.
- A to jest na tym samym poziomie wyzwiska? -
mruknął powoli, przeciągając sylaby, Syriusz. Nie do końca rozumiał dziewczyny.
Szczerze mówiąc, to w ogóle ich nie rozumiał.
- Dla Lex, owszem. Mniej więcej.
- Okay. To ją… wystarczająco wyraziście określa.
- Tak, żebyś
wiedział.
Podniosła się i objęła kolana ramionami.
- Jak ja tam wrócę?
- Najpierw proponuję się ubrać.
Zerknęła na niego i skinęła głową.
Stała przed drewnianymi drzwiami do Wielkiej
Sali. Próbowała przemóc się i wejść do środka. Niestety, wyglądało na to, że
wszystkie części jej ciała postanowiły właśnie dzisiaj podnieść protest i jej
po prostu nie słuchać. Wzięła kilka głębszych oddechów, zastanawiając się,
czego tak właściwie się boi. Prychnęła w myślach na swoją głupotę i to, co
teraz robi… a raczej czego NIE robi. Przecież to od niej zależy, kiedy i czy w
ogóle tam wejdzie. Może to zrobić w każdej chwili!
Więc czemu jeszcze nie pchnęła tych cholernych
drzwi i tam po prostu nie weszła?
Wiedziała, że obie tam są. Lexie i Amarisa. I
raczej nie zaproponują jej miejsca koło siebie przy stole.
To takie absurdalne, że ona stoi tu jak kołek, a
jeszcze w tamtym roku bez zająknienia przeszłaby przez drzwi do Wielkiej Sali i
usiadła na swoim zwykłym miejscu z podniesioną głową. Więc, co się stało teraz?
Czemu tam jeszcze nie weszła?
Bała się? Czy naprawdę bała się reakcji swoich
lokatorek za to, co zrobiła? Zawsze miała to gdzieś, czy one są, czy ich nie
ma, czy się odzywają, czy też nie. Czy naprawdę tak jej zależało na dobrych
kontaktach? Naprawdę chciała mieć w nich “przyjaciółki”?
Nie możliwe. Chociaż zaczęło jej się podobać to, że
wykazywały jakąś inicjatywę do zaprzyjaźnienia się… po sześciu latach.
Bała się także tego, że cała szkoła aż huczy od
plotek. Nie sądziła, by ktoś wiedział, że spała w dormitorium Hucwotów, ale
jakoś nie wyobrażała sobie, by nie wiedzieli o jej wczorajszym popisie z
Syriuszem.
Przeczesała ciemne, falowane włosy, mając nadzieję,
że to jej jakoś pomoże.
- Po prostu wyciągnij rękę! - szepnęła pod nosem
sama do siebie. Zmierzyła prawą rękę morderczym spojrzeniem, jakby licząc na
to, że to ją zmusi do wykonania ruchu. - Och, no dalej, nie bądź głupia, to
tylko klamka. Możesz za nią pociągnąć.
- Angelline? Serio, gadasz do siebie? - Odskoczyła,
łapiąc się za serce. Ku niej luźnym krokiem szedł Nathaniel Archibald z bardzo
wrednym i sarkastycznym uśmieszkiem na twarzy.
- Spadaj - syknęła, pąsowiejąc. Faktycznie gadała
do siebie na głos. Nie miała chyba nic na swoje usprawiedliwienie. Brawo, niech
jeszcze pomyślą, że jest stuknięta.
- Wiesz, jakoś nie widzę tu nikogo innego. Jakieś
twoje nowe hobby? - Stanął koło niej z rękami w kieszeniach i ogniem w królewskich,
błękitnych oczach. Musiała przyznać, że Nate był bardzo przystojny, byłaby głupia,
gdyby temu zaprzeczyła.
- Jakiś ty pewny siebie, Archibadl. Myślałby kto
- prychnęła, unosząc prowokacyjnie jedną brew do góry. Poprawił idealnie ułożone
włosy i zaczepnie uniósł i opuścił podbródek w geście, który Claire w
normalnych przypadkach zwykła nazywać “hej bejbe”. Wywróciła oczyma. Ten facet
zachowywał się tak, jakby był wyjęty prosto z jakiegoś mugolskiego filmu dla
nastolatek! (Tak, wiedziała, co to są filmy. Jak miło czasem wyjeżdżać do babci
na wakacje).
- Proste, że tak - mruknął dodatkowo poprawiając
koszulę.
- Och, błagam.
- Idziesz na obiad? - spytał, jakby i tak znał
odpowiedź.
- Taa, może i idę.
- To czemu jeszcze nie jesteś na Sali? -
Wyszczerzył zęby, nie spuszczając z niej oka.
- Ja… nie wiem czy jestem na tyle głodna, by już
tam iść - wymamrotała, spuszczając głowę, by nie widział, że się zaczerwieniła.
- Daj spokój. Oboje wiemy, że nie chcesz się
spotkać z Lexie i Amarisą, mam rację? - Zazgrzytała zębami.
- Niee…?
- Przyznaj się. Nazywanie Lexie “dziwką” nie było
najmądrzejsze, co?
- To było po pijaku! - żachnęła się Claire.
- Po pijaku, czy nie i tak i tak się liczy.
- Słuchaj, Archibald, nawet tego nie pamiętałam,
dopóki ktoś mi o tym nie powiedział - Położyła odpowiedni akcent na słowo “ktoś”,
starając się przy tym, by Nate jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi.
- Masz na myśli Blacka?- odgadnął od razu,
obserwując jej reakcję.
- Ty… skąd… ale…!
- Widziałem, jak wychodziliście, nic wielkiego -
Wzruszył ramionami. - Amarisa nie byłaby z tego powodu zbyt zadowolona.
Zmarszczyła czoło.
- O co ci chodzi?
- Będę cię krył, ale kiedyś oddasz mi za to przysługę.
- Amarisa już i tak jest na mnie wściekła - zauważyła
Claire.
- Nie tak, jak mogłaby być. Jakby wiedziała,
gdzie spałaś dzisiaj w nocy, to huuuh! A pomyśl, co by się stało, gdyby
dowiedzieli się jeszcze inni! - zawołał, gestykulując przy tym dłońmi i unosząc
obie do góry, jakby w geście obronnym. Popatrzył na nią chwilę, po czym wyciągną
ku niej prawą dłoń. - Więc, jak? Mamy układ?
Zastanowiła się chwilę, patrząc na wyciągniętą rękę.
Westchnęła, ale potrząsnęła nią lekko, mrucząc pod nosem coś w rodzaju “mhhyyymmm”.
Nie chciała kłótni z Amarisą, ale tak naprawdę to nie chciała jej zranić. Może
i nie była jej najlepszą przyjaciółką, ale z pewnością widziała więcej niż
Lexie. A widziała, że Amarisa jest zakochana w Syriuszu. No i nie chciała, by
szkoła huczała o ubiegłej nocy. Była niemal pewna, że plotek typu "Syriusz
Black i ta na mała Angelline".
- Świetnie. Więc jak, idziemy? - Wskazał na drzwi
do Wielkiej Sali, tym samym puszczając ją przodem. Claire skinęła głową, wzięła
ostatni głęboki oddech i pchnęła dębowe drzwi, wchodząc do środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz