wtorek, 5 czerwca 2012

004. Ognista Whisky



Siedziała z podciągniętymi pod brodę kolanami, na wysiedzianym, zielonym fotelu. W dłoniach trzymała szklankę, podobną do tych, w których pije się whisky z brunatną, alkoholową cieczą w środku. Wypiła już cztery “porcje” ognistego płynu, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Nie miała ochoty, ani zamiaru się pilnować. A to, co aktualnie robiła ze swoim życiem dodatkowo pchało ją ku cudownej Ognistej Whisky, dzięki której wszystko stawało się nieistotne, inne. Czuła na swoich policzkach różowe wypieki. Uniosła sarkastycznie jeden kącik ust do góry.
Usłyszała koło siebie cmoknięcia, więc bez szczególnego zainteresowania zwróciła głowę w tym kierunku. Na kanapie, obok niej siedzieli (… chociaż może raczej powinno się to już zaliczyć pod “leżeli”), Lexie i Nathaniel, przyssani do siebie tak mocno, jak to tylko było możliwe. Liczyła na coś ciekawszego. Na środku stolika, w głębi Pokoju, Amarisa tańczyła coś na rytm “jestem łatwa, bo pijana…”. Claire parsknęła śmiechem, zauważając, jak Tyler wypada kilka razy z rytmu piosenki. Oczywiście nikogo to nie obchodziło, wszyscy dookoła mieli zbyt dużo promili we krwi. Ważne było to, że Amarisa ma na sobie kusy top i krótkie spodenki z jeansu, dzięki czemu odsłania sporą część swojego ciała, a to męska część przyjęła z wielką uciechą. Ziewnęła szeroko, przeciągając się na swoim miejscu, z rozkoszą. Zapomniała, że w dłoni nadal trzyma szklankę z alkoholem. Przechyliła ją na tyle mocno, że jej zawartość z cichym pluśnięciem wylała się na srebrno-zielony dywan. Jęknęła żałośnie, patrząc na świeżą plamę; broda zadrgała jej niczym małemu dziecku, które teraz przypominała.
- No ładnie, Angelline. Niszczysz mienie publiczne, ach, do czego to dochodzi. Zaliczyłbym to nawet pod wandalizm - Usłyszała tuż koło siebie. Podskoczyła przestraszona na fotelu, szybko odwracając głowę ku znanemu głosowi. Nieco podchmielony Syriusz Black, pochylał się nad nią z figlarnym uśmieszkiem, na różanych ustach.
- Chrzań się - mruknęła. Głowa nieco kiwała jej się na różne strony. Wiedziała, że to zaraz minie, po prostu picie pięciu whisky pod rząd nie było najlepszym pomysłem.
- Oooj, daj spokój - Zaśmiał się, przyjmując jej odpowiedź jako zachętę do rozmowy.
- Mam rozumieć, że to ty skombinowałeś te wszystkie… - Ogarnęła PW Slytherinu oceniającym spojrzeniem. - atrakcje - dokończyła, nie znajdując nic lepszego na alkohol, alkohol… i jeszcze więcej alkoholu. Syriusz zachichotał, rozumiejąc jej przekaz.
- Jam ci to, nie chwaląc się, uczynił.
- Fascynujące. W takim razie dolej mi - Dokończyła zawartość swojej szklaneczki i natychmiast podała mu ją do napełnienia. Syriusz uczynnie wziął butelkę z brunatnym płynem i nalał do połowy objętości szklanki. Claire zajrzała do środka, jakby zastanawiając się czemu dostała tak mało, ale ostatecznie wzruszyła ramionami i pociągnęła łyk alkoholu.
- Widzę, że sobie nie żałujesz - skomentował Black, również napełniając sobie szklankę.
- A powinnam? - burknęła, wodząc granatowymi oczami od jednego do drugiego po zgromadzonych tu osobach, omijając tylko jego postać.
- Nie wiem, ty mi to powiedz - zamruczał, błyskając białymi ząbkami. Claire parsknęła śmiechem, najwyraźniej uważając takie odpowiedzi za niegodne swojej uwagi. Miała głęboko to, co powinna, a co nie. Tak, była buntowniczką i nigdy temu nie przeczyła. Była również wredna, może nawet podła. To, jaka była nie miało w końcu na nic wpływu; nikomu nie robiła tym krzywdy, bo była „odludkiem”. Stroniła od wszelkiego towarzystwa. Szczególnie od towarzystwa innych dziewczyn, jakoś nigdy się z nimi nie dogadywała, może, dlatego, że rozmowy o ubraniach, włosach, paznokciach i nowym błyszczyku do ust, nie pasjonowały jej tak, jak np. Lexie. W gruncie rzeczy jej kumplem był tylko Regulus, który swoją drogą, również ją irytował, bo nie potrafił być tylko jej “przyjacielem”. Wymagał czegoś, czego ona nie była w stanie i prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie, mu zapewnić.
- Claire!
- Co?!
- Nie odpływaj z łaski swojej, kiedy do ciebie mówię - jęknął Syriusz, wyrażając szarymi, przejrzystymi oczyma swoje niezadowolenie.
- Nie no, ty to tak poważnie?! - Zaśmiała się, sącząc whisky.
- E niee, wiesz, na żarty.
- Przyzwyczaj się, ze mną nie ma inaczej - Uniosła prowokacyjnie jedną brew do góry.
- Cudownie. Mam rozumieć, że jak grochem o ścianę?
- Nie inaczej - przytaknęła, szczerząc zęby.
- Pięknie. W takim razie nie mam pytań.
- Łapo! - Oboje odwrócili głowy, szukając właściciela głosu. Claire nie znała go, ale widać Black, wydawał się go rozpoznawać. Zobaczyła Jamesa Pottera z poczochranymi włosami, figlarnym błyskiem w oku i takim samym uśmiechem. Machał zawzięcie na przyjaciela, najwyraźniej czekając na jego szybką reakcję. Claire wydawało się, że za jego plecami mignęła jej jakaś ruda czupryna. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy czasem faktycznie, nie powinna na chwilę odstawić szklanki.
- Zaraz wracam - bąknął Syriusz, nieco zbyt poważnym głosem, niż by wypadało.
Claire przekrzywiła głowę, niczym mały piesek, odprowadzając go wzrokiem. Odsłoniła sobie ucho, zakładając za nie ciemne włosy (oczywiście, po to, aby lepiej słyszeć, co mówią i wcale się z tym nie kryła, o nie!).
- Pogrzało cię? - syknął nerwowo Syriusz, szukając czegoś za plecami przyjaciela. Znaczy, że jej się nie przywidziało? - Oboje doskonale wiemy, co oni wszyscy o niej sądzą.
- Mam to gdzieś - odparł Potter, wypinając dumnie pierś. Claire szczerze spodobała się ta odpowiedź i miała ochotę mu przyklasnąć.
- Lil, słoneczko, chyba orientujesz się w sytuacji, tak? - zapytał Syriusz tył pleców Jamesa. Ruda głowa wychyliła się zza ramienia Huncwota, patrząc nieco zakłopotanym, ale mimo wszystko ognistym, spojrzeniem na mówiącego.
- Jemu się coś ubzdurało, serio. Myśli, że jeśli mnie przekona do waszych działań, to będę to puszczała płazem - prychnęła, znana Claire jedynie z widzenia, Lily Evans. Syriusz parsknął nerwowym śmiechem.
- James, z wiekiem stajesz się coraz bardziej naiwny - skomentował, próbując ukryć swoje podenerwowanie.
- Nic jej nie zrobią - zapewnił James, stając tak, jakby chciał ochronić Evans własną piersią. Claire była pełna podziwu. Dla obojga. Pełna podziwu, a jednocześnie współczuła im głupoty. Zastanowiła się nad tym chwilę. Nie była jego dziewczyną, wiedziała o tym, chociaż starał się o to ładnych kilka lat. W tej kwestii podziwiała ich upór, chociaż potępiała głupotę dziewczyny; każdy z daleka (tak, jak ona teraz), widział, że ją kocha. Zaś, co się tyczy aktualnej sytuacji, oboje bohatersko przyszli w progi “wroga”, ale czy z drugiej strony nie byli mniejszością?
Tylko, że nie to było w tym najgorsze; Evans była nie tylko prefektem naczelnym, ale przede wszystkim "szlamą". Ona, Claire, osobiście nie lubiła tego słowa i na wszelkie możliwe sposoby, stroniła od wypowiadania go, ale aktualnie czuła się zamroczona Ognistą Whisky i szczerze mówiąc, było jej wszystko jedno, co i w jaki sposób myślała, byle nie musiała się wysilać na nic długiego. Podniosła szklankę do ust, ale ze zdumieniem odkryłem, że jest ona pusta. Zamrugała kilkakrotnie oczyma, jakby miała pretensje do szklanki, że sama się nie napełnia. Wzruszyła ramionami, chwyciła za butelkę i wlała sobie po raz kolejny równo połowę. Uśmiechnęła się sama do siebie i upiła łyk. W tym czasie, ktoś z nachlanego towarzystwa zdążył zauważyć Jamesa i jego towarzyszkę i (o dziwo) podał im obojgu szklanki z alkoholem. Lily wydawała się być tym jeszcze bardziej zdziwiona, niż ona, Claire, czy nawet Syriusz. Black machnął w końcu ręką, mruknął “róbcie, co chcecie” i za jednym zamachem wypił całość alkoholu. Lily wywróciła oczyma, upiła mały łyczek ze swojej szklanki i skrzywiła się mocno, co swoją drogą wyjątkowo rozśmieszyło Claire. Dziewczyna pokręciła głową, wyrzuciła coś z oburzeniem do Jamesa, po czym opuściła PW Slytherinu. James patrzył chwilę za nią, westchnął ciężko, ale (jako główny organizator, jeśli tak można było go nazwać, imprezy - o ile tym było owe zachlaj-party) w końcu poszedł za przykładem Syriusza.
W tym momencie zauważyła idącego ku niej Regulusa. Zazgrzytała zębami, próbując sobie przypomnieć, o co się z nim pokłóciła tym razem. Normalnie miała z tym problemy, a co dopiero mówić teraz?! Szczerze nie miała ochoty na jego towarzystwo, a to, że Regulus miał minę zbitego psa, wcale jej nie zachęcało. Przeklęła od serca.
- Claire - przywitał się młody Black, składając przed nią coś w rodzaju grzecznościowego ukłonu, jakim ciągle potrafiono się witać w tak zwanych „wyższych sferach“, szczególnie wśród rodów czystej krwi. Claire była od małego uczona grzecznych dygów panny z dobrego domu. Wykrzywiła usta, w kpiarskim uśmiechu, przypominając sobie, kiedy jako mała dziewczynka, ubrana w śliczną, błękitną sukienkę, składała swoje pierwsze ukłony w towarzystwie. Później przyjechała tutaj, do Hogwartu, gdzie wszystko to zanikło, gdzie tylko osoby wyjątkowo szczycące się swoim pochodzeniem nadal pilnowały tego rodzaju szczegółów i potrafiły dygnąć przed sobą, bądź obdarzyć kogoś innego (kogo uważały, za niższego szczeblem od siebie) pogardliwym spojrzeniem, a już szczególnie kiedy owy ktoś był mugolakiem. Tak, Regulus był jednym z tych, którzy przywiązywali wagę do pochodzenia.
Uniosła pytająco jedną brew.
- Czego? - odezwała się chłodno, dumnie wysuwając do przodu podbródek.
- Chciałem z tobą porozmawiać - mruknął ze skruchą. Claire prychnęła; znała tą jego udawaną, z początku skruchę, by później nasłuchać się, że to wszystko przez nią, jej zachowanie, bla, bla, bla…
- Tego się sama domyśliłam.
Regulus zajął miejsce naprzeciwko niej i z zaciśniętymi ustami przypatrywał się chwilę swoim białymi, smukłym dłoniom, stoicko złożonym na jego kolanach. Claire pasowało to milczenie, póki trwało. Wiedziała, że zaraz zacznie mówić i się usprawiedliwiać, co zapewne tylko bardziej ją zdenerwuje. Czy zapomniał, jaka potrafi być, po kilku głębszych? Najwyraźniej. Spuścił nieco głowę i filuternie spoglądał na nią spod ciemnych rzęs. Błagała niebiosa o litość i zesłanie jej jakiegoś ratunku. Jakiegokolwiek!
Regulus zaczął powoli otwierać usta, jakby jeszcze decydował się, od czego by tu zacząć. Nie było mu to jednak dane.
- Angelline…!
Okay. Przegięła z tym “jakiegokolwiek”. Błagała o ratunek, a nadeszła jej zguba.
Nagle przypomniała sobie powód ich kłótni. Owy powód szedł właśnie ku nim chwiejnym krokiem, najwyraźniej zdążył wypić kolejkę z każdą osobą w pomieszczeniu. Nawet jej to nie dziwiło, za to była pełna podziwu dla jego mocnej głowy. Powód ich kłótni siadł na swoim poprzednim miejscu, które był już zajął wcześniej, koło Claire. W jednej dłoni dzierżył dzielnie do połowy pełną butelkę z Ognistą Whisky, w drugiej swoją żałośnie pustą szklankę.
- Coś mnie ominęło? - spytał, wodząc szarymi oczyma od Claire po Regulusa i z powrotem.
- Nie zdążyło - Zachichotała dziewczyna, przeczesując palcami, wolnej ręki, ciemne włosy, chociaż, jak zawsze, były związane. Kilka kosmyków wyplątało się z misternej fryzurki. Regulus zbladł i zacisnął usta tak mocno, że stały się cienką podłużną linią.
- Regulusiu, a ty gdzie masz swoją szklankę? - zagadnął Syriusz brata, z ironicznym uśmieszkiem błądzącym po pełnych wargach.
- Nie jest mi potrzebna.
- Nie napijesz się z nami? - Udał swoje zdziwienie Syriusz, mrugając zawzięcie powiekami. - Claire słyszałaś? Olał nas!
- Niepodobna! - zawołała Claire, wtórując starszemu z braci.
- Claire, daj spokój - jęknął Regulus, ściągając brwi. Nie był to gniew, raczej wyraz jakiegoś wielkiego cierpienia.
- Z czym Regulusiu ma dać spokój? Jest spokojna! – bronił dzielnie dziewczyny Łapa, z roziskrzonymi oczami. - Lepiej ty daj spokój i napij się z nami! - Wyczarował mu szklankę i wcisnął w ręce. Regulus popatrzył na nią nieco zniesmaczony. Wygiął usta w kwaśnym uśmiechu.
- Wiesz, Syriuszu, alkohol jest dla tchórzy, nieumiejących sobie poradzić z rzeczywistością.
- Popieram w stu procentach - zgodziła się Claire, po czym z wyciągniętą dłonią, w której trzymała szklankę, zwróciła się do Syriusz. - Dolej mi!
Łapa zaniósł się śmiechem, przypominającym szczekanie psa. Regulus spąsowiał, nieco skuliwszy plecy.
- Regulusiu, może się jednak skusisz? - Ledwo opanowując śmiech, zwrócił się do brata, po wcześniejszym napełnieniu własnej szklaneczki. Regulus zignorował go.
Claire upiła spory łyk, na przekór ciągle przyglądającemu jej się rozżarzonym spojrzeniem, młodemu Blackowi.
- Claire, wystarczy już - szepnął łagodnie, chociaż w jego głosie pobrzmiała przygana i dał się słyszeć wyraźny nakaz.
Dziewczyna uniosła zadziornie lewą brew do góry.
- Mam znowu zrobić to, czego ty chcesz, tak? To, czego ty żądasz, tak? O, nie sądzę! Cały czas mi mówisz, co mam robić, z kim się zadawać - Ukradkiem spojrzała na Syriusza, żeby Regulus wiedział o czym mówi. - więc tego też mi nie wolno? - prychnęła, tym razem unosząc wyżej rękę z alkoholem. - Mam cię serdecznie dość, Regulusie i mówię poważnie. Byłabym ci wdzięczną, gdybyś przez najbliższy czas, raczył się ode mnie odpieprzyć - Była dumna ze swojej dykcji. Po takiej ilości alkoholu, jaką w siebie wlała, jeżyk zaplątał jej się tylko raz. Wstała z taką godnością, na jaką tylko było ją stać, biorąc pod uwagę jej aktualny stan. Na początku, nieco chwiejnym krokiem, zaczęła iść ku schodom do dormitoriów dziewcząt, później zaś szło jej to dużo lepiej.
Weszła już w mały, ciemny korytarzyk, który bezpośrednio prowadził do pokoi dziewcząt, jako, że PW Ślizgonów znajdował się w lochach. Oczywiście i tu, jak w innych domach, chłopcy nie mieli wstępu, do tej części domu Slytherinu. Po przebyciu kilku kroków w głąb, odbijali się od powietrza w tył, jakby z impetem rzucili się na jakiś wyjątkowo sprężysty materac. Serce biło jej mocno, tracąc swój normalny rytm. Usłyszała za sobą szybkie kroki. Zdecydowanie zbyt ciężkie, jak na dziewczynę, czy nawet Regulusa. Zbyt pewne, zbyt osobliwe. Zdziwiła się, że tak szybko je poznała. To one kazały jej się zatrzymać. Odkręciła się na pięcie, stając twarzą w twarz z Syriuszem. Uniosła jeden kącik ust do góry, kiedy spojrzał na nią filuternie, z tymi charakterystycznymi, sypiącymi mu się z oczu iskrami.
- Miałam nadzieję, że za mną pójdziesz - wyznała zgodnie z prawdą.
- Miałaś? - zamruczał, błyskając białymi ząbkami. Skinęła głową, chichocząc. Pociągnęła go za koszulę ku sobie. Nie opierał się. Nieco zaskoczony, pochylił się nad nią. Stanęła na palcach, całując go. Pchnęła go delikatnie w pierś, tym samym zmuszając, by się cofnął do tyłu. Temu też uległ. Nie odrywając się od niego, poszła za nim. Zatrzymali się dopiero, kiedy napotkał za sobą ścianę. Objął ją mocno w talii, zachłannie przyciskając do siebie. Sapnęła, kiedy zaczął muskać, rozgrzanymi ustami, jej szyję.
- Tym razem mnie nie odepchniesz? - zamruczał jej do ucha, ocierając się swoim policzkiem o jej policzek. Serce zatrzepotało jej w piersi.
- Nie - szepnęła ochrypłym głosem.
Ze zdwojoną namiętnością zaczął ją znowu całować i wodzić dłońmi po jej plecach, wywołując u niej tym samym delikatne, przyjemne dreszcze. Przekręcił się tak, by to ona opierała się plecami o ścianę za nimi. Powiódł ręką wzdłuż jej ramienia, zostawiając za sobą ognisty, palący jej skórę ślad. Kolejny dreszcz wstrząsnął jej drobnym ciałem.
Nie chciała myśleć o tym, co będzie jutro. Teraz liczyła się tylko ta chwila, tylko oni i ich ciała, przyciśnięte do siebie tak mocno, jak to tylko było możliwe, jego gorąca dłoń na jej talii, druga wodząca i kreśląca jakieś, tylko jemu znane, linie na jej ramieniu. Wtopiła jedną ze swoich dłoni w jego ciemne, starannie układane włosy, drugą, opierając na jego silnym ramieniu.
Szklanka, którą tu ze sobą przyniosła, wypadła jej z dłoni, roztrzaskując się na drobne odłamki szkła na twardej podłodze…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdziały